Street Photo w sądzie, czyli jak to się robi w Ameryce. Migawki z Fotoprawa
Angielski termin street photo zrobił furorę. Polska wersja, „fotografia uliczna” brzmi o wiele gorzej, bo nazwa zawsze lepiej wpada w ucho, jak jest anglojęzyczna i krótka. Oznacza łatwe i tanie fotografowanie w przestrzeni publicznej. Przecież każdy może wziąć aparat lub telefon i wyjść na ulicę. Zwykle jednak nie o samą ulicę chodzi, ale i ludzi na niej, którzy dają zdjęciu życie. Zdarzają się od tej reguły wyjątki, przyjrzymy się jednak klasycznej fotografii ulicznej. Oczywiście od strony prawnej, na konkretnym przypadku rozstrzygnięcia sądowego.
Poszukując źródeł i informacji o street photography, łatwo trafiamy na artykuł w encyklopedii Britannica. Od paryskich początków (Atget, Stieglitz, Eggleston), poprzez klasyków, jak Kertesz i Cartier-Bresson, artykuł doprowadza nas do XXI wieku, w którym wymienia 10 fotografów „robiących na ulicy z głową”, czyli na poziomie sztuki. Ostatnim z wymienionych jest Philip-Lorca diCorcia. Nic dziwnego, jego prace bowiem były wystawiane w nowojorskim MoMA od 1993 roku na wystawach indywidualnych, jak również w Paryżu, Tokio i Madrycie.
I to właśnie temu fotografowi zdarzyło się zmierzyć z pozwem o niebagatelną sumę.
Heads
Od 1999 roku pracował nad projektem „Heads”. Był już wtedy uznanym fotografem z własnym, rozpoznawalnym stylem. W ramach projektu powstały tysiące zdjęć, z których wybrał tylko 17 i tenże cykl został zaprezentowany w Pace Gallery przez miesiąc jesienią 2001 roku. Powstał katalog, odbył się wernisaż, artysta odniósł sukces. Recenzje zostały opublikowane w szacownych tytułach nowojorskich i międzynarodowych. Niektóre publikacje zawierały ilustracje w postaci prezentowanych zdjęć. W ciągu dwóch kolejnych lat sprzedano po 10 odbitek kolekcjonerskich każdej pracy po 20–30 tys. dolarów za egzemplarz. Taka praca.
Powód procesu
Kilka lat później, w marcu 2005 roku, na jednym z 17 tych zdjęć rozpoznał się Erno Nussenzweig, ortodoksyjny chasyd, emerytowany nowojorski handlarz diamentami. Skontaktował się szybko ze swoim prawnikiem i w ciągu miesiąca pozwał zarówno fotografa, jak i galerię. Jako podstawę przyjął pogwałcenie prawa do swojego wizerunku i handlowe wykorzystanie bez jego zgody (unauthorized use of ones likeness). W jego, głęboko wierzącego chasyda odczuciu wyrządzona szkoda była tym głębsza, że kanon jego odłamu (dynastii Klausenburg, mającej początek w rumuńskim mieście Kluż-Napoka, której niemal wszyscy członkowie zginęli podczas Holokaustu) surowo zakazuje utrwalania wizerunku.
Żądał natychmiastowego zakazu publikacji i sprzedaży zdjęć, 500 tys. dolarów odszkodowania i 1,5 mln dolarów kary.
Przebieg procesu i oddalenie
Jak to najczęściej bywa w postępowaniach amerykańskich, obyło się bez rozprawy i przesłuchań, ponieważ gdy do rozstrzygnięcia sporu wystarczają fakty zawarte i potwierdzone w pismach obu stron, sąd po prostu wydaje werdykt. Ostatecznie sprawę oddalono dopiero w 2008 roku po serii apelacji, a podstawy odrzucenia były proceduralne – zgodnie z prawem nowojorskim pozew w sprawie cywilnej o nieuprawnione użycie wizerunku powinien nastąpić w ciągu roku od momentu publikacji, a nie od momentu powzięcia o niej wiedzy strony pozywającej. Zresztą na podstawie dyskusji co do tej procedury została zbudowana apelacja. Również oddalona.
Sedno sprawy, czyli o co chodzi?
Sąd nowojorski nie uchylił się jednak od zabrania głosu, „co by było, gdyby”, i omówił meritum sprawy. Zgodnie z prawem nowojorskim faktycznie zabronione jest użycie w celach reklamowych i handlowych czyjegoś wizerunku bez jego wiedzy i zgody. W ten sposób prawo stanowe utrzymuje równowagę pomiędzy prawem do prywatności a prawem do swobody wypowiedzi gwarantowanej przez pierwszą poprawkę do konstytucji.
Aby nastąpiło pogwałcenie prawa do prywatności na gruncie prawa stanowego, musiałyby kumulatywnie wystąpić cztery przesłanki:
(1) użycie imienia, portretu, zdjęcia lub głosu powoda,
(2) użycie w celach reklamowych lub handlowych,
(3) użycie bez zgody,
(4) w stanie Nowy Jork.
O ile strona pozwana zgodziła się z przesłankami 1, 3 i 4, o tyle zaprzeczyła drugiej. Obrona określiła fotografię jako „sztukę”, a przez to niepodlegającą prawu do ochrony prywatności stanu Nowy Jork, a za to podlegającą wolności wypowiedzi gwarantowanej przez legendarną pierwszą poprawkę do Konstytucji Stanów Zjednoczonych.
Riposta
Powód (czyli osoba, która złożyła pozew) w odpowiedzi nie zgodził się, że to sztuka. Według niego celem była sprzedaż, co uzasadniał faktem prezentowania dzieł w komercyjnej galerii, a nie na wystawie w muzeum. Dlatego zażądał określenia skali zysku z jego wizerunku. Sugerował również przeprowadzenie procesu, aby mógł dowieść, że interesy pozwanych stoją w sprzeczności z jego konstytucyjnym prawem do prywatności i wyznawania własnej religii. Wolność wypowiedzi nie jest według niego gwarantowana absolutnie i bez wyjątków.
Opinia sądu
Sąd podkreślił, że nowojorskie prawo do prywatności ogranicza wykorzystywanie wizerunku do celów reklamowych i handlowych, i tylko do takich. Wskazał, że istnieją kategorie, które od tego prawa są wyjątkami. Najpowszechniejsza z nich to aktualne zdjęcia reporterskie (newsworthy). Co więcej, tak długo, jak głównym powodem użycia jest aktualność reporterska, pojedyncze i pomocnicze wykorzystanie tego zdjęcia w celach komercyjnych również jest dozwolone. Przykładowo, użycie czyjegoś wizerunku na aktualnym zdjęciu w celach reklamowania lub subskrypcji konkretnego tytułu prasowego nie jest powodem do wszczęcia sprawy przez osobę na zdjęciu. I nawet motyw osiągnięcia zysku nie zmienia tego aktualnego zdjęcia reporterskiego z czyjąś podobizną w takie, które można określić jako „reklamowe”.
Prawo anglosaskie – oparte na precedensach
Standardowo sąd przywołał podobne sprawy z tego samego okręgu, w których rozstrzygano już, że wizerunek w sztuce jest wyjątkiem od ochrony prawa do prywatności osoby na nim przedstawionej. Problemem może się jednak okazać zaliczenie lub niezaliczenie czegoś do sztuki. Co do tego jednak, że osiągnięcie zysku wcale nie czyni ze sztuki zwykłego przedmiotu handlu, nie ma kontrowersji. Okazuje się, że wolność wypowiedzi artysty nie ogranicza się tylko do artystów głodujących, a ograniczona liczba egzemplarzy na sprzedaż nie zmienia artystycznego charakteru dzieła.
Rozstrzygnięcie
I tak było w tym przypadku. Fotograf miał uznaną i dowiedzioną reputację artysty. Wzięto pod uwagę sam proces powstawania i selekcji zdjęć do cyklu. Nie zostały po prostu zrobione i wywieszone na sprzedaż, ale wystawiono je do analizy i dyskusji w społeczności artystycznej. Nawet zdjęcia w katalogu Heads nie reklamowały niczego poza wystawą Heads, co jest dozwolone prawnie (zresztą podobnie rzecz się ma w polskim systemie prawnym).
Co do pogwałcenia konstytucyjnego prawa do wyznawania religii sąd zauważył, że miałoby ono zastosowanie do ewentualnej sprzecznej z tymi wolnościami decyzji stanu lub miasta, a na takie pozywający się nie skarży. Taka sprawa mogłaby mieć miejsce, gdyby rząd zamówił i wykorzystał zdjęcia mogące być pogwałceniem podstaw czyjejś wiary.
Powoływanie się na prawa konstytucyjne zmusiło sąd do rozważenia tej kwestii. Mimo współczucia sądu co do rozterki duchowej, której istnienia nie kwestionuje, nie może on o tym rozstrzygać, bo jest sądem cywilnym. I w tym kontekście ważna jest wolność wypowiedzi artystycznej gwarantowana przez pierwszą poprawkę.
Miała ona już zastosowanie w podobnych, chociaż o wiele drastyczniejszych sytuacjach. W sprawie Costlow przeciw Cusimano z 1982 roku sąd apelacyjny mimo sprzeciwu rodziców uznał prawo do użycia reporterskich zdjęć zwłok dzieci oraz mieszkania, w którym doszło do wypadku zatrzaśnięcia i uduszenia ich w lodówce. Wszystko ze względu na reporterski charakter (newsworthy).
Ten przykład jasno pokazał granice, do jakich rozciąga się konstytucyjny wyjątek, gdy ochrona wizerunku nie działa. Dotyczy to nawet sytuacji, w których przemowa czy dzieło sztuki mogą – w sposób niezamierzony przez autora – budzić odrazę lub ranić uczucia.
Sąd Najwyższy Hrabstwa Nowy Jork podsumował sprawę Nussenzweig przeciw DiCorcia: Taka jest cena, na jaką każdy musi być gotowy, gdy żyje w społeczeństwie, dla którego wolność informacji i opinii jest fundamentem. „I dlatego nie ma pan sprawy, proszę pana” - tak można by streścić konkluzję rozstrzygnięcia wydanego przez sąd.
Dla odmiany
Przykład amerykański słynnej sprawy opisaliśmy dla odmiany. Dla odmiany w systemie prawa i postępowaniu sądów.
Pełne uzasadnienie sądu w oryginale można znaleźć tu: https://www.nycourts.gov/reporter/3dseries/2006/2006_50171.htm
https://www.nycourts.gov/reporter/3dseries/2007/2007_08783.htm
Gdyby ktoś chciał zobaczyć samo zdjęcie, jak i kilka innych z cyklu Heads, oraz co o sam fotograf sądzi o całej sprawie 20 lat później, zapraszamy do przeczytania wywiadu w Musée Magazine: https://museemagazine.com/features/2019/9/23/impact-philip-lorca-dicorcia-head-on
__________________
Na podstawie:
Orzeczenia Sądu Najwyższego Hrabstwa Nowy Jork, link powyżej
Encyklopedia Britannica, https://www.britannica.com/art/street-photography/After-World-War-II
Philip Gefter, TheTheater of the Street, the Subject of the Photograph, „New York Times” 19.03.2006
MoMA, Art. and Artists, https://www.moma.org/artists/7027
Zobacz podobne poradniki
Fotograf w przestrzeni publicznej. Migawki z Fotoprawa
Fotograf w przestrzeni publicznej. Migawki z Fotoprawa
Czasem, gdy chcemy – robimy zdjęcie mostu, zamku czy pałacu, zza pleców słyszymy grzeczne pytanie policjanta lub strażnika miejskiego proszącego o pozwolenie na fotografowanie owego obiektu. Albo warknięcie ochroniarza… Czy naprawdę nie możemy wtedy zrobić zdjęcia? Jakie mamy prawa do uwieczniania miejskiej dżungli?
Nagość a fotografia. Migawki z Fotoprawa
Nagość a fotografia. Migawki z Fotoprawa
Zdjęcia nagich osób powstawały od początku istnienia fotografii. Któż nie pamięta fotoplastykonu z filmu Vabank?! Warto jednak wiedzieć, co to jest nagość i jaka odpowiedzialność prawna wiąże się z jej rozpowszechnianiem, a nawet fotografowaniem!
Ile kosztuje nasz wizerunek i dlaczego tyle? Migawki z Fotoprawa
Mem codzienny - zgodny z prawem? Migawki z fotoprawa
Komentarze
seszekDla przyzwoitości mógł poprosić o zgodę.
"W ramach projektu powstały tysiące zdjęć, z których wybrał tylko 17" - zbieranie pisemnej zgody od kilku tysięcy napotkanych na ulicy ludzi? :) Podejrzewam, że to nie były zdjęcia pozowane, tylko ustrzelone w konkretnej chwili bez wiedzy "obiektu".