Sprawdzanie
Szeroki Kadr
Poradnik: Akcja i ruch | Postedycja | Filmowanie | 20.06.2020 | Początkujący | Kolor tła:

Przejścia filmowe, czyli jak montować historię

Wiktor Sobolewski

Dowiedz się, jaki wpływ na film ma dobry montaż.
Rozpoczynamy cykl felietonów o myśleniu o filmie. Myśleniu poprzedzającym własne próby filmowania. Może to być przydatne każdemu, kto myśli o nakręceniu własnego filmu. Mamy już pomysł – co potem? Warto popatrzeć, jak zrobili to inni, i przeanalizować, jak to zrobili. Postaramy się wskazać wam szczegóły, które łatwo mogą umknąć podczas oglądania filmu.

Dodaj do schowka
Autor: Saikorn / Shutterstock  

Na początku jest pomysł

Zakładam, że macie pomysł na film. To dobrze. Trzeba o nim myśleć, nie zostawiać na potem. Pomysł zostawiony – ucieka. Jeśli o nim myślisz, rozwija się w głowie jakby sam.

Najpierw wypada pomyśleć o jego dramaturgii. Klasyczny Szekspir powiedział: „strong reasons make strong actions”, co można sparafrazować tak: „do pokazania mocnego momentu użyj mocnego środka wyrazu”. Dramaturgia jest czymś wspólnym dla wielu dziedzin sztuki – od teatru poprzez powieści, film, aż po pokazy publiczne z polityką włącznie. Ma służyć jak najskuteczniejszemu dyrygowaniu emocjami widza. Zbliżenie na szeroko otwarte oko w scenie dialogu może oznaczać nagły koniec życia jednego z interlokutorów i widz nie będzie zaskoczony ciałem padającym na dywan w kolejnym ujęciu szerokim, podkreślonym perspektywą ptasią (ujęcie z góry). O środkach wyrazu w filmie i rodzajach ujęć nie sposób powiedzieć krótko. Lektury za to na ten temat nie zabraknie długo.

Myśląc głębiej o dramaturgii naszego filmu, własnej produkcji krótszej lub dłuższej, mamy w głowie historię, główne postacie, dialogi, kluczowe sceny. Czasem planujemy z wyprzedzeniem dźwięk i muzykę. Czy jednak myślimy o tym, co niewidoczne?

Planowanie

Zanim usłyszymy na planie pierwszy klaps i zaczniemy realizację, czas pomyśleć, jak sprawić, aby poszczególne elementy dobrze łączyły się w całość. W przeciwnym razie możemy zostać z kilkudziesięcioma bardzo dobrymi ujęciami, które w żaden sposób „nie chcą ze sobą gadać”. W praktyce można notować kolejne sceny, można je szkicować (w „dużym” kinie nazywa się to storyboard). Komuś może będzie wygodniej zrobić kilka zdjęć, aby historię filmową poprzedził fotoreportaż. Przy okazji można sprawdzić kąt widzenia wybranych ogniskowych obiektywu i zaplanować głębię ostrości.

Warto próbować, kombinować i finalnie rejestrować różne ujęcia w ten sam sposób i te same ujęcia na kilka sposobów. Dzięki takiemu podejściu w montażu będzie można elastycznie zrobić dowolną liczbę wersji o dowolnym wyrazie. Ważny jest sens, autentyzm całości (zwany prawdą obrazu) i założony efekt na widzu. Pierwszy test tego ostatniego: czy nam samym się podoba?

Gdy już jest materiał, czas na montaż

Montaż to nie prozaiczne techniczne użycie jakiegoś programu do połączenia jednego ujęcia z drugim czy przycięcia gdzieniegdzie przydługich sekwencji i sklejenia ich w jedną całość. W każdym razie to nie tylko to. I trzeba sobie powiedzieć jasno – montaż jest ważny. Bardzo ważny. Przemontowanie filmu potrafi zrobić ze szmiry arcydzieło. I odwrotnie. Montaż w rozumieniu przejść między ujęciami to etap produkcji, który dopiero ze stosu nakręconych ujęć tworzy to, co chcemy powiedzieć, jaki jest temat filmu i jakie mamy przesłanie.

Jak montować najlepiej? Najkrócej mówiąc, montaż jest jak klej – dobry, gdy go nie widać. Jeśli nie zauważamy przejść pomiędzy jednym a drugim ujęciem, to oznacza, że film ma naturalną płynną narrację. Ciąg ujęć opowiada wtedy naszą historię doskonale, jak Homer przy ognisku. Jak osiągnąć taki poziom? Myśleć przed rozpoczęciem zdjęć, jeszcze na etapie planowania ujęć. Co wynika z czego; co jest dopełnieniem, a co przerywnikiem w narracji; co przyspiesza, a co zwalnia akcję. Dlaczego chcemy czasem opowiadać ujęciem statycznym, a czasem dynamicznym. Jak zmienia się w kolejnych obrazach głębia ostrości, główny motyw (widza zmęczy ciągłe szukanie wzrokiem po całym kadrze postaci, która jest istotna w danym ujęciu, zastanawianie się, gdzie musi patrzeć), dźwięk itd. W ramach ćwiczeń warto obejrzeć ulubiony film po raz kolejny, patrząc tylko na przejścia między ujęciami.

Przejścia inne od wszystkich

Poza dobrymi są jednak przejścia wybitne. Niektóre wręcz mają rzucać się w oczy. Nie może ich być za dużo, bo zmęczyłyby widza, ale co jakiś czas, łącząc kolejne epizody, mają swój cel. Na przykład łączą dwie sceny, oddzielając jednocześnie większe części filmu. Swoim pomysłem powodują też podniesienie poziomu endorfin i mimowolny uśmiech na twarzy widza.

Przykładowo: pod koniec I części trylogii „Jak rozpętałem II wojnę światową” (1969), Franek Dolas (grany przez genialnego w tej roli Mariana Kociniaka) bandażuje w dworcowym ustępie szczotkę, robiąc z niej sztuczną rękę. Gdy kończy, udając wobec eskortującego go esesmana, że właśnie skończył coś, co normalnie robi się w toalecie, pociąga za łańcuch rezerwuaru, by spuścić wodę (53 minuta, 45 sekunda). Ten gest wywołuje ostre cięcie do następnego ujęcia, które rozpoczyna gwizd lokomotywy i obraz pociągu sunącego szybkim pędem przez noc. Widz odruchowo wie (chociaż nie zostało to pokazane!), że maszynista, by wydobyć ten dźwięk, tak samo jak Franek Dolas za spłuczkę musiał pociągnąć wajchę w pociągu. Iluzja montażu sprawia, że niemal wierzymy, że gwizd został spowodowany przez gest eskortowanego więźnia z poprzedniej sceny na dworcu. I nawet nie zauważamy, że chociaż w iluzji filmowej jesteśmy „gdzieś w Austrii”, to za lokomotywą piętrzy się… Giewont.

01 02 01 02 Kadry z filmu "Jak rozpętałem II Wojnę Światową" (1969)

Dodatkowo tempo akcji dostało mocnego kopa przez spory skok zarówno w czasie, jak i w przestrzeni, a kolejna scena pokazuje szybki ruch. Tak zaczyna się kolejny epizod. Pomysłodawcą był Tadeusz Chmielewski wraz z operatorem wielu swoich filmów – Jerzym Stawickim.

Podobne połączenie ujęć pojawia się w tej samej części filmu nieco później, gdy dostarczony do ambasady w Belgradzie pijany jak bela główny bohater jest budzony przez ambasadora. Gdy otwiera oczy i usiłuje wstać, przekręcając się na bok, zaczyna spadać z podwyższenia, na którym leży. Lecz spada na podłogę już w następnej scenie w przedziale kolejowym, w którym towarzyszy mu piękna emisariuszka ambasady.

01 02 01 02 Kadry z filmu "Jak rozpętałem II Wojnę Światową" (1969)

Skończony efekt pracy zasługuje na swój pokaz, na premierę. Może ona mieć miejsce na ekranie komputera, na dużej powierzchni ściany z domowego projektora albo w publicznej przestrzeni internetu, gdzie film ma szansę zyskać zainteresowanie i aprobatę wielu widzów, czego wszystkim fotografom, którzy chcą zostać filmowcami, życzę.

W kolejnym felietonie opowiem o retrospekcji.

Masz propozycję na temat poradnika?: Napisz do nas
Oceń :

Komentarze

Dodaj komentarz

Ponieważ nie jesteś zalogowany, Twój wpis będzie musiał zostać zaakceptowany przez moderatora.

Dodaj swój post

stefan

Jan Ulicki2024-03-15 15:45:50 stefan

Po co zwiększać tak bardzo nasycenie? Z dobrych, a nawet bardzo dobrych kadrów wychodzi…

Skibek

Fragment ciała2024-03-07 16:55:13 Skibek

Łoooo, Paaaanie! Dobre prace w tym miesiącu. Coś czuję, że juror będzie miał ciężki orzech…

sagitarius777

Jan Ulicki2024-03-02 21:49:42 sagitarius777

Jeden z moich ulubionych fotografów Krakowa i Tatr. Zawsze fascynują mnie jego kadry.…

ziebamarcinpl

Jan Ulicki2024-03-02 21:41:09 ziebamarcinpl

Zasłużony tytuł, człowiek pasji którego zdjęcia są niesamowite!…