Plagiat. Co to właściwie jest? Migawki z Fotoprawa
Inspirowanie się czyjąś twórczością to częsta droga własnego rozwoju. Trzeba jednak uważać, aby nie przekroczyć cienkiej granicy pomiędzy inspiracją a plagiatem.
Kto z nas nigdy w życiu nie ściągał na klasówce? Hm… tak właśnie rodzi się w naszej głowie przyzwolenie na oszustwo zwane plagiatem. Kradzież intelektualna niby nic nie ujmuje autorowi. A jednak nie jest w porządku. Z przymykania oka biorą się podróbki produktów, maszyn, wynalazki wynalezione właściwie przez kogoś innego, jak… soczewka Fresnela. Zostańmy jednak przy plagiacie „fotograficznym”.
Wspaniale byłoby co chwila mieć inne, nowe pomysły na zdjęcia. Pomysł rodzi się w naszej głowie. Tylko kto jest jego matką a kto ojcem? Czy nasza wieloletnia erudycja, znajomość kultury i sztuki, literatury i setek albumów i wystaw fotografii nam pomaga, czy… wiedzie na manowce? Podobno rozwój kultury bierze się z przetwarzania tego, co już było. Gdzie przebiega jednak granica pomiędzy podświadomą inspiracją, świadomą inspiracją i świadomym kopiowaniem?
Inspiracja a plagiat
Świadome nawiązanie do malarstwa, rzeźby, klasycznych fotografii zakłada, że wiemy co nam wolno, a czego już zrobić nie możemy. Inspiracja w fotografii jest jak trochę cytat w literaturze. Dobrze o nas świadczy, jeśli oznaczymy go i podamy autora pierwotnego dzieła, które nas natchnęło. Nie zwalnia nas to jednak z obowiązku, aby cytat był „po coś”, aby miał sens i znaczenie. Ważne również, aby w finalnym dziele było zdecydowanie więcej naszych własnych elementów twórczych niż zapożyczonych. Inaczej – właśnie wpadniemy w plagiat. A za to realnie grozi kilka lat za kratkami.
Tak właśnie różnicę między inspiracją (czy też cytatem) a plagiatem scharakteryzowano w Ustawie z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych, i to już w 2. artykule. Łatwo przeoczyć, gdyż słowo „plagiat” tam nie pada. Z punktu widzenia ustawy jest to bowiem „opracowanie cudzego utworu” (np. tłumaczenie, przeróbka, adaptacja) i może mieć legalnie miejsce, tylko jeśli mamy zezwolenie autora utworu pierwotnego. Najlepiej pisemne. A jeszcze lepiej odpłatnie w postaci umowy.
Ten sam artykuł w punkcie 4. zastrzega, iż „za opracowanie nie uważa się utworu, który powstał w wyniku inspiracji cudzym utworem”. I właśnie o to, czy przy tworzeniu nastąpił tylko łyk, czy potężny haust inspiracji, toczą się sądowe spory o plagiat.
Notabene w tej samej ustawie pada określenie „Jednolity System Antyplagiatowy”. Co prawda zostało użyte w odniesieniu do prac naukowych, niemniej nowelizacja prawa z 2018 roku w kierunku zapobiegania powstawaniu plagiatów świadczy o mocnym zauważeniu problemu.
Wiadomo, że dozwoloną inspiracją jest stworzenie karykatury, pastiszu czy parodii. W nowoczesnym pojmowaniu tych gatunków warta uwagi jest forma mema, o którym pisaliśmy wcześniej tutaj [https://www.szerokikadr.pl/poradnik/mem-codzienny-zgodny-z-prawem-migawki-z-fotoprawa].
Inspiracjom i wpływom ulegamy również podświadomie, niemniej z takiego wpływu raczej plagiat nie wyniknie. Podświadome skopiowanie i kompletny brak własnego twórczego wkładu nie zdarza się nieświadomie i przypadkiem.
Wkład twórczy a plagiat – liczy się ilość
I to jest właśnie, jak zwykle w przypadku mowy o dziełach, papierek lakmusowy inspiracji – wielkość (nie jakość) wkładu twórczego autora. Do momentu, gdy autor utworu pierwotnego nie czuje się wykorzystany, patrząc na nasze inspirowane dzieło, wszystko jest w porządku. Gdy jednak odczuwamy, że ten drugi twórca „coś za dużo sobie wziął z mojego, a za mało dał od siebie”, to wtedy może oznaczać, że nasz utwór już nie jest „inspirowany”, jest „zależny”. O dziele zależnym w fotografii można przeczytać więcej tutaj.
A na stworzenie utworu zależnego powinniśmy mieć wcześniejszą zgodę autora utworu pierwotnego. Jeśli jej nie mamy, to w przypadku sporu sądowego grozi nam ta sama kara jak za przywłaszczenie sobie autorstwa, czyli „ograniczenie wolności albo pozbawienie wolności do lat 3”.
O ciekawym i bardzo pracochłonnym przykładzie plagiatu oraz pomysłowych realizacjach współczesnych parodii inspirowanych zdjęciami szerzej można poczytać w tym artykule.
Jeszcze inną sytuacją – wielką i powszechną bolączką współczesnych fotografów – jest bezprawne wykorzystanie zdjęcia bez podania autorstwa. To w zasadzie temat na inny artykuł, bo wówczas nie mamy do czynienia z plagiatem, tylko z kradzieżą własności intelektualnej. Pisaliśmy o tym na przykład tutaj.
Co, gdy widzisz plagiat swojej pracy?
Gdy zobaczycie gdzieś plagiat swojego zdjęcia, to oczywiście warto reagować, ale powinna powstać budująca myśl: „jeśli moje zdjęcie zostało splagiatowane, to znaczy, że jest naprawdę dobre”. Istnieje bowiem bardzo znikome niebezpieczeństwo, że plagiat będzie lepszy od oryginału…