Na wyścigi, czyli fotografia w ekspresowym tempie
Dowiedz się, jak efektownie zamrozić ruch.
Chcę się z wami podzielić kilkoma zdjęciami, które wymagają od fotografa nieco inwencji twórczej, sprawnej pracy z lampą błyskową oraz chęci spędzenia kilkudziesięciu minut z aparatem w ręku w mokrym środowisku pracy. Postawiłem sobie kilka wyzwań: sfotografować kroplę wody, falujące wino w kieliszku, wino tryskające z butelki oraz pękające balony z wodą. Kiedy zaczynałem pisać ten tekst, nie miałem w głowie gotowych rozwiązań, nigdy wcześniej nie fotografowałem takich tematów i założyłem, że będę się kierował instynktem fotograficznym. Nie chciałem korzystać z żadnych podpowiedzi, które z pewnością można znaleźć w internecie. Fotografowanie ekstremalnie szybkich scen było wyzwaniem i żywiołem, który starałem się ujarzmić.
Kropla wody, czyli rozgrzewka
Sfotografowanie spadającej kropli wody wydawało mi się prostym zadaniem. Miałem do dyspozycji: pełnoklatkową lustrzankę cyfrową Nikon D3s, lampę błyskową SB-910, a także zestaw do bezprzewodowego wyzwalania flesza składający się z nadajnika (montowanego na aparacie) i odbiornika (do niego montuje się lampę błyskową). Jeśli chodzi o to ostatnie urządzenie, trzeba pamiętać, by wybrany model działał ze wszystkimi szybkościami synchronizacji aż do ¹⁄₈₀₀ s. Inaczej będziecie mieli problemy z zamrożeniem wody w ruchu – zwłaszcza w przykładach z dalszej części poradnika.
Wielokrotnie fotografowałem ludzi w deszczu, więc wiedziałem, że krople wody w ruchu wyglądają na zdjęciach najlepiej, kiedy źródło światła znajduje się za nimi, czyli gdy strumień światła lampy błyskowej skierowany jest w stronę obiektywu aparatu. Wlałem więc na płaski czarny talerzyk trochę wody (około 1 cm), a lampę postawiłem za talerzykiem. Nie skierowałem jednak lampy prosto w obiektyw, ponieważ obawiałem się spadku kontrastu zdjęcia. Postawiłem za talerzykiem niebieską tekturę i w nią właśnie skierowałem błysk lampy. Założenie było takie, aby strumień światła trafił na tło, a później odbity podświetlił od tyłu kroplę wody spadającą na talerzyk. Liczyłem na to, że flesz odbijający się od niebieskiej tektury ustawionej za talerzykiem da w efekcie niebieską poświatę na zdjęciu. Nie pomyliłem się. Nad talerzykiem na wysokości ok. 20 cm powiesiłem woreczek z wodą, w którym zrobiłem niewielki otwór, aby woda zaczęła kapać. Oczywiście ostrość ustawiłem manualnie. Użyłem w tym celu linijki, którą położyłem na talerzyku w miejscu, gdzie lądowały krople wody z woreczka.
Parametry ekspozycji ustawiłem następująco: czas otwarcia migawki ¹⁄₂₅₀ s, przysłona f/11, ISO 250. Balans bieli pozostawiłem w trybie automatycznym, a lampę ustawiłem w trybie manualnym (M) na ¹⁄₁₆ mocy błysku. Do zrobienia zdjęcia spadającej kropli użyłem obiektywu 105 mm f/2.8. Aparat oczywiście był ustawiony na statywie, aby zminimalizować drgania i skupić się na uchwyceniu momentu, gdy spadająca kropla dotknie tafli wody. Do aparatu podłączyłem wężyk spustowy, którym robiłem zdjęcia. Ponieważ nie używałem zaawansowanych rozwiązań do uchwycenia spadającej kropli, musiałem bazować na swoim refleksie, aby w odpowiednim momencie wyzwolić migawkę. Kilkadziesiąt prób i… kilka ze zdjęć idealnie uchwyciło moment, gdy kropla wody wpadała do talerzyka z cieczą.
Po uzyskaniu satysfakcjonującego mnie rezultatu przeszedłem do drugiego ujęcia. Postawiłem sobie za cel sfotografowanie wina wylewającego się z kieliszka oraz wystrzelającego w górę z butelki. Mokro wszędzie, co to będzie, co to będzie…
Ponieważ serce nie pozwalało mi chlapać czerwonym winem po studiu i marnować ten królewski trunek, postanowiłem zamiast wina użyć wody z czerwonym barwnikiem spożywczym. Założyłem, że jeśli kolor nie będzie idealny, dopracuję go w programie Photoshop podczas edycji.
Wziąłem się do pracy. Najpierw obłożyłem 10 m² podłogi folią ochronną, aby zminimalizować sprzątanie, które niewątpliwie czekało mnie po sesji. Od razu podpowiem – jeśli założycie, że wystarczy uważać, by nie ochlapać sobie ubrań i ścian, bardzo się pomylicie. Studio na pewno trzeba będzie wytrzeć, wysuszyć i wyczyścić.
Na przykrytej folią podłodze postawiłem zakryty kolejną płachtą folii biały stoliczek. Za stoliczkiem w odległości ok. 1 metra ustawiłem białe tło, które z góry przeznaczyłem do wyrzucenia po sesji. Lampę błyskową umieściłem pod stolikiem i skierowałem na tło, aby ładniej wyeksponować wino i szkło kieliszka oraz uzyskać efekt białego tła. Jak się pewnie domyślacie, na flesz nałożyłem przezroczysty woreczek, aby uchronić go przed zamoczeniem. Lampa była schowana pod stolikiem, żeby światło odbijało się od białego tła, ale by jego źródło nie było widoczne w kadrze.
Ponieważ chciałem, aby na zdjęciu widać było nie tylko kieliszek, ale też efektowny strumień wina, zdecydowałem się na ogniskową szerszą niż przy pierwszym zdjęciu – użyłem obiektywu 50 mm f/1.4. Wartość przysłony ustawiłem na f/11. Wybrałem niską czułość (ISO 250), aby zminimalizować ryzyko pojawienia się szumów. Czas otwarcia migawki wyniósł ¹⁄₂₅₀ s. Moc lampy błyskowej w trybie manualnym ustawiłem na ¼. Ostrość nastawiłem na środek kieliszka, po czym włączyłem tryb manualny, żeby aparat nie próbował zmieniać odległości ogniskowania pomiędzy ujęciami. Musiałem tylko pamiętać, aby ruszać kieliszkiem po stoliku w jednej linii, by nie wyjechać nim poza płaszczyznę ostrości. Udało się. Już po kilku próbach uzyskałem zdjęcia z efektami, na których mi zależało. Na koniec zrobiłem jeszcze zdjęcie nieruchomego kieliszka i dolnej części nóżki, aby w Photoshopie wykorzystać dolną część ujęcia i zlepić dwie fotografie w jedną. Wszystko po to, aby na finalnym ujęciu nie było widać ręki, która potrząsała kieliszkiem podczas fotografowania.
Oczywiście jeśli dojdziecie do wniosku, że wolicie fotografię kieliszka, który nie stoi na jasnym stole, wystarczy w programie do obróbki zdjęć wyciąć tło i pozostawić na ostatecznym ujęciu jedynie sam kieliszek w winem.
Otwartość na drugiego człowieka
No dobrze, ale jak w takim razie potrząsnąć butelką z winem, aby płyn eksplodował w górę? Z jaką siłą musiałbym to zrobić i jak przy okazji nie poplamić ścian i sufitu? Nic prostszego! Wystarczy odwrócić butelkę do góry nogami i wylewać z niej płyn do wiadra. Potem na etapie edycji obracamy zdjęcie i gotowe. Zadanie okazało się łatwiejsze, niż sądziłem, i spowodowało o wiele mniej szkód niż praca z kieliszkiem. Parametry aparatu i lampy błyskowej pozostały bez zmian. Wytarłem tylko białe tło z czerwonej cieczy i zacząłem fotografować odwróconą do góry nogami butelkę, a zawartość trafiała do podstawionego poniżej wiadra. Eksperyment powtórzyłem dwukrotnie.
Na koniec zrobiłem kilka ujęć butelki, trzymając ją tym razem za szyjkę, aby potem podczas edycji w komputerze wyciąć rękę i wstawić odpowiedni fragment butelki. Dzięki temu na ostatecznej fotografii widnieje sama butelka wystrzeliwująca wino. Gotowe!
Czas na deser, czyli balony w akcji
No dobrze, jak dotąd wszystko wychodzi. W takim razie czas przyjrzeć się trudniejszemu zagadnieniu. Jak sfotografować eksplozję balonu napełnionego wodą? Tutaj musiałem już trochę dłużej pomyśleć. Najpierw ze sklepu przywiozłem 50 kolorowych balonów. Każdy napełniłem wodą, tak aby wielkością przypominały duże dojrzałe grejpfruty. Wyczyściłem wszystkie plamy po „winie” i przyniosłem do studia wielką balię, którą podstawiłem pod poziomy drążek zawieszony między dwoma statywami. Na drążku wesoło kiwał się kolorowy balon z wodą, gotowy do wybuchu.
Tło zmieniłem na czarne, ale czułem, że dotychczasowy czas ¹⁄₂₅₀ sekundy będzie za długi i nie uda mi się zamrozić strzelającej wody. Rozpocząłem od ułożenia czerwonego balonu na kobiecej dłoni (nie mojej, jak się domyślacie) i poprosiłem moją uroczą asystentkę o przebicie balonu długim, cienkim zaostrzonym drutem na hasło „gotowe”. Pierwszy balon pękł przy czasie ¹⁄₈₀₀ s, który spowodował zbyt duże rozmycie wody. Skróciłem więc czas do ¹⁄₃₂₀₀ s i nastawiłem przysłonę na wartość f/5. Czułość pozostawiłem na poziomie ISO 250. Tym razem wszystko prawie wyszło – z wyjątkiem tego, że nieco spóźniłem naciśnięcie spustu migawki. Powtórzyłem więc eksperyment trzykrotnie, wyzwalając lampę, która stała na dole obok miski (strumień światła skierowany był bezpośrednio na balon, manualny tryb pracy flesza, moc ½). W ten sposób udało się uzyskać poniższy efekt.
Kolejnym krokiem było powieszenie balonu na sznurku i próba sfotografowania dokładnie momentu, w którym nakłuty drutem balon pęka. Tym razem potrzebowałem pięciu prób i skończyło się na następujących wartościach ustawień: ¹⁄₈₀₀₀ s, f/5.6, ISO 500. Lampa, wyzwalana bezprzewodowo w trybie manualnym, błyskała pełną mocą. Aparat z obiektywem 50/1.4 znajdował się ok. 50–70 cm od pękającego balonu. Byłem cały mokry, nie mówiąc już o podłodze, która po paru próbach została całkowicie zalana wodą z pękających balonów. Balia, którą podstawiłem, na niewiele się zdała. Byłem cały szczęśliwy. Sznurek podtrzymujący balon oczywiście wyciąłem podczas edycji. Przyciemniłem też nieco tło.
Kilka kolejnych prób na nieco dłuższym czasie naświetlania (¹⁄₅₀₀ s), przysłonie f/4.5 oraz ISO 400, przy małej pomocy Photoshopa przyniosło efekt w postaci kolejnego, bardzo obficie eksplodującego balonu. Tym razem zdjęcie wyszło za drugim strzałem. Na tej fotografii widać dokładnie sznurek, na którym powieszony był balon. Sprawdzałem, czy ma znaczenie, z której strony zostanie nakłuty balon, ale nie zaobserwowałem większych zmian w sposobie wydobywania się wody na zewnątrz.
W celu urozmaicenia kadrów położyłem kolejny – tym razem niebieski – balon na kobiecej dłoni i postawiłem okryty foliowym woreczkiem flesz na wprost aparatu. Zadbałem o to, by ani lampa, ani jej błysk nie były widoczne w kadrze. W tym celu położyłem małą deseczkę przed fleszem, tak aby światło padało na rękę i balon, ale nie docierało bezpośrednio do mnie. Otrzymałem typowy dla sylwetki zarys dłoni i wodę efektownie strzelającą z przekłuwanego balonu. Nadal używałem obiektywu 50/1.4, a parametry ekspozycji były następujące: ISO 320, ¹⁄₄₀₀₀ s, przysłona f/5.6. Flesz pracował na pełnej mocy w trybie manualnym.
Poniższe dwa ujęcia powstały, gdy zadowolony z otrzymywanych efektów zacząłem wykorzystywać przygotowane wcześniej balony z wodą. Za każdym razem ustawienia były podobne: krótki czas naświetlania ¹⁄₆₄₀₀–¹⁄₈₀₀₀ s, przysłona w granicach f/4.5–8.0, a czułość nie niższa niż ISO 400. Bez wątpienia pod koniec sesji częściej udawało mi się wstrzelić w moment, gdy woda wystrzeliwała z balonów. Całość podrasowałem jeszcze lekko w komputerze.
Nie będę ukrywał, że sesja z kroplami, płynami i balonami była bardzo miłą odskocznią od reporterskiej i portretowej codzienności. Niewątpliwie sprzątanie po sesji było najmniej przyjemnym etapem pracy, ale warto było udowodnić sobie, że do fotografii „na szybko” nie potrzeba zaawansowanych urządzeń i drogich rozwiązań. Kusiło mnie nawet, aby sfotografować owoce wpadające do akwarium w domowych warunkach i poeksperymentować z różnymi barwami błysku. Na razie jednak odłożyłem ten temat na inną sesję. Na pewno kiedyś to zrobię. Tym razem nie miałem sumienia rujnować rybce domu.
Zobacz podobne poradniki
Jak fotografować płyny w ruchu, część 1
Fotografia reklamowa. Woda w obiektywie, czyli jak fotografować płyny w ruchu. Część 2
Komentarze
Świetny poradnik! Przeczytałem cały z zapartym tchem! Chyba udało Ci się nakłonić mnie do spróbowania zrobienia takich fotografii :) Szkoda, że moje zdolności w programach do edytowania zdjęć są słabe albo nawet gorzej... Ciężko będzie mi stworzyć podobne (chociaż w 1%) zdjęcia :D
cóż... pierwsze zdjęcie na filmie czarno białym zrobiłem w łazience aparatem Zenit 12 XP i lampą błyskową ... już nie pamiętam, ale też jakąś ZSRR. Więc cała część "Kropla wody, czyli rozgrzewka" to przewinąłem. Resztę też. Teraz trzeba podać wszystkim na tacy przepis. Szeroki Kadrze i to ma być poradnik dla "średni zaawansowanych"?
Ciekawy artykuł, szkoda tylko, że autor, który rozumiem występuje w roli fachowca eksperta nie zaznaczył, że zdjęcia robił lampą w trybie HSS bo inaczej to technicznie niemożliwe ze względu na synchronizację w aparacie. Niedopatrzenie czy celowy zabieg mający pobudzić myślenie czytających?
"warto było udowodnić sobie, że do fotografii „na szybko” nie potrzeba zaawansowanych urządzeń i drogich rozwiązań"
D3s, SB-910 + zestaw do bezprzewodowego wyzwalania to rzeczywiście proste maszynki i zdecydowanie bardzo Tanie. Gdyby tu zajrzał kompletny amator to by się troche zdiwił na jakim tanim sprzęcie ludzie pracują.
Ps. miałem d3s