Jak zrobiłem to zdjęcie – Piotr Bławicki, czyli dyskrecja i dyscyplina
W cyklu „Jak zrobiłem to zdjęcie” oddajemy głos fotografom, którzy opowiadają o kulisach powstania jednej ze swoich prac. Postanowiliśmy zwrócić uwagę czytelników na ujęcia nietypowe, niekoniecznie największe hity bohaterów artykułu. W zależności od preferowanego gatunku każdy fotograf skupia się na innych aspektach powstawania obrazu. W kolejnej części serii rozmawiamy z Piotrem Bławickim.
W ostatnich latach dość dużo fotografuję dla polskiego wojska. Są to zlecenia bardzo ciekawe, ale też wymagające, i to pod wieloma względami. Nie wystarczy zwyczajna „niewidzialność” fotoreportera, ponieważ poza normalną dyskrecją osoby rejestrującej przebieg jakiegoś wydarzenia w grę wchodzą jeszcze wymogi formalne, kwestia bezpieczeństwa czy szacunku dla poległych. Opowiem historie powstania dwóch fotografii związanych właśnie z moją pracą dla wojska.
Perspektywa czasu
Poproszono mnie o dokumentację pogrzebu chorążego Mirosława Łuckiego, komandosa JWK Lubliniec, który zginął podczas misji w Afganistanie. Było to ważne wydarzenie z kilku powodów. Po pierwsze, był to pierwszy żołnierz z tej jednostki, który zginął podczas operacji wojskowej. Po drugie, nie chodziło o zwyczajną jednostkę, lecz jedną z najlepszych jednostek specjalnych w kraju, która współpracuje z jednostkami NATO i oddziałami amerykańskimi. Krótko mówiąc, to jedna z najlepszych ekip „specjalsów” (tak nazywa się w żargonie oddziały specjalne) na świecie. To nie są zwyczajni żołnierze, to elita elit.

Zarówno rodzina żołnierza, jak i jego jednostka chciały uniknąć gromady fotoreporterów zakłócających uroczystości żałobne. Znali moje wcześniejsze zdjęcia, więc zwrócili się do mnie, a ja – po chwili zastanowienia – przyjąłem propozycję. Było to niezwykle wymagające i odpowiedzialne zadanie. Towarzyszyłem zmarłemu w jego ostatniej drodze od momentu, kiedy samolot ze zwłokami wylądował w kraju na lotnisku wojskowym w Warszawie, gdzie został uroczyście przywitany przez żołnierzy i rodzinę, aż po chwilę złożenia w mogile.
Opisywana fotografia to ostatni obraz fotoreportażu nagrodzonego w kategorii „Ludzie” konkursu Grand Press Photo 2014. Obok możecie obejrzeć cały zestaw, żeby spojrzeć na to zdjęcie w kontekście większej całości. Mimo że trudno nazwać pogrzeb chorążego Łuckiego uroczystością w gronie rodzinnym, ponieważ na cmentarz przyszli niemal wszyscy mieszkańcy Lublińca, to bardzo zależało mi na tym, by jak najmniej rzucać się w oczy, by nie zakłócać nastroju zadumy. Moim zadaniem był profesjonalny zapis uroczystości i atmosfery. Oczywiście nie używałem lampy błyskowej. Postawiłem na jasne stałoogniskowe obiektywy i maksymalne otwory przysłony. Starałem się też – w miarę możliwości – stać niewidzialnym.
Wykonałem sporo zdjęć, z których znakomita większość nigdy nie została pokazana szerszej publiczności. Wybierając fotografie do konkursu, zazwyczaj pokazuję szeroki wybór dwóm osobom, którym ufam, i dopiero po konsultacji z nimi dokonuję ostatecznego wąskiego wyboru. Oczywiście nie robię dokładnie tego, co mi powiedzą, ale biorę ich zdanie pod uwagę. Tak było m.in. z tym zestawem, kiedy to obaj moi konsultanci opowiedzieli się za odrzuceniem zdjęcia, które uważałem (i nadal uważam) za bardzo mocne. Moi rozmówcy byli tego samego zdania, ale uznali, że obraz jest na tyle mocny i wielopłaszczyznowy, tak wiele mówiący o uwiecznionej sytuacji, że zupełnie nie sprawdzi się jako składnik fotoreportażu, który z założenia musi być serią zdjęć. Jeśli jedno ujęcie samo opowiada całą historię i zauważalnie dominuje nad resztą, nie trafia do ostatecznej selekcji, choćby nie wiem jak było dobre. Ale wróćmy do historii prezentowanej fotografii.
Komandosi stacjonujący w Afganistanie zmieniają się co pół roku. Koniec pobytu na misji kolegów zabitego żołnierza przypadał miesiąc po jego śmierci. Po przylocie do Polski od razu udali się na cmentarz złożyć mu hołd. Wiedziałem o tym i zamierzałem udokumentować to ostateczne zakończenie ceremonii żałobnych. Na miejsce przyjechałem tradycyjnie sporo przed czasem. Był cudowny zachód słońca, wizualnie sytuacja wprost przepiękna. Z oddali zauważyłem, że przy grobie siedzi wdowa po chorążym Łuckim. Ustawiłem duży otwór przysłony, aby wydobyć kobietę z pełnego detali drugiego planu. To zdjęcie stało się kodą mojego fotoreportażu.
Portret na pół twarzy
Drugie z prezentowanych zdjęć również jest owocem mojej współpracy z wojskiem. Tym razem jednak okoliczności były zdecydowanie mniej wyjątkowe – ot, kolejne spotkanie z kombatantami. Poczęstunek, wspominki, prezentacja nowoczesnego uzbrojenia (co ciekawe – nowoczesny sprzęt bardzo interesuje kombatantów), spotkanie żołnierzy drugiej wojny światowej ze współczesnymi specjalsami.
Jak zwykle na miejscu zjawiłem się z dużym wyprzedzeniem. Zawsze tak robię, żeby mieć czas się rozejrzeć, zapoznać z oświetleniem zastanym. Poza tym czasami przed rozpoczęciem części oficjalnej zdarzają się ciekawe sytuacje warte sfotografowania. Tym razem moją uwagę zwrócił saper, który stał w pełnym rynsztunku. Miał ogromny hełm z pancerną szybą, w której odbijało się okno znajdujące się przed żołnierzem. Okno było przysłonięte pionowymi żaluzjami, które efektownie wzbogacały kompozycję. Miałem mało czasu. Co prawda żołnierze już się do mnie przyzwyczaili i zazwyczaj nie zwracają na mnie uwagi, ale nikt nie lubi stać z obiektywem przy samej twarzy. Skorzystałem z obiektywu 24/1.4 i pełnoklatkowej lustrzanki Nikon D3s. Minimalnie przymknąłem obiektyw (do f/2), ponieważ zależało mi na małej głębi ostrości. Aby wypełnić kadr, musiałem bardzo zbliżyć się do twarzy żołnierza. Wykonałem kilka ujęć – jedne z bardzo małej odległości, inne w nieco szerszym planie. Najbardziej przypadł mi do gustu prezentowany ciasny kadr. Zdjęcie doceniło jury tegorocznego konkursu dla zawodowych fotografów Grand Press Photo 2014, kwalifikując je do finału w kategorii „Portret Sesyjny”.
Muszę wspomnieć o jednej niezwykle ważnej zasadzie fotografowania żołnierzy jednostek specjalnych. Otóż na zdjęciu nie można pokazać obojga oczu żołnierza. Jest to związane z automatycznymi systemami rozpoznawania twarzy wykorzystywanymi przez nowoczesne armie świata, bo przecież tożsamość specjalsów powinna pozostać tajna. Znam tę zasadę i szukam takich ujęć, aby nie pokazywać całej twarzy. W tym wypadku było o tyle łatwo, że duże okno, które zapewniało ładne naturalne światło, mocno odbijało się w szybie hełmu sapera, przez co jego twarz była praktycznie nierozpoznawalna. Wystarczyło się odpowiednio ustawić, by moja ciemna sylwetka odbijająca się w szybie zasłoniła fragment okna, wydobywając prawą część twarzy mężczyzny z bliku. Jeszcze tylko ręczne ustawienie ostrości i gotowe. Kolejny raz zostałem nagrodzony za odpowiednie przygotowanie – gdybym przyszedł na miejsce później, bliżej godziny rozpoczęcia uroczystości, być może nie zrobiłbym tego zdjęcia.
O autorze
Absolwent dziennikarstwa na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Pracował m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Expressie Wieczornym” i „Super Expressie”, gdzie był szefem działu foto i agencji fotograficznej. Wielokrotnie nagradzany. Obecnie współpracuje z agencją East News i prowadzi własne projekty.
Strona fotografa: piotrblawicki.com
Zobacz podobne poradniki
Jak zrobiłem to zdjęcie – Maciek Nabrdalik, czyli ludzie, a nie wydarzenia

Jak zrobiłem to zdjęcie – Tomasz Gotfryd, czyli fotograf na krawędzi prawa

Jak zrobiłem to zdjęcie – Krzysztof Wierzbowski, czyli człowiek przy pracy

Jak zrobiłem to zdjęcie – Michał Łuczak, czyli Wisła nieznana
