Jak zrobiłem to zdjęcie – Michał Murawski, czyli pochwała trudności
W cyklu „Jak zrobiłem to zdjęcie" oddajemy głos fotografom, którzy opowiadają o kulisach powstania jednej ze swoich prac. Postanowiliśmy zwrócić uwagę czytelników na ujęcia nietypowe, niekoniecznie największe hity bohaterów artykułu. W zależności od preferowanego gatunku każdy fotograf skupia się na innych aspektach powstawania obrazu. W dwudziestej drugiej części serii rozmawiamy z Michałem Murawskim, który specjalizuje się w fotografii koncertowej.
Poproszony o wybór zdjęcia do artykułu, nie mogłem się zdecydować, dlatego opowiem wam o kulisach powstania kilku fotografii. Skupię się na dwóch aspektach mojej pracy. Po pierwsze, na byciu otwartym na łaskawość fortuny i szczęśliwe przypadki – nie tylko takie, które sprawiają, że gwiazdy nam sprzyjają i prezentują przed obiektywem idealną kompozycję, ale też takie, na które w pierwszej chwili złorzeczymy, np. kiedy zawiedzie sprzęt. W tej branży nie ma się też kontroli nad oświetleniem, a często również nad miejscem, z którego można robić zdjęcia. Druga ważna rzecz to umiejętność adaptacji do fotografowanych muzyków – kluczowa, żeby pokazać na zdjęciu w miarę prawdziwy obraz, a nie nasze wyobrażenie danej osoby. Zapraszam na krótką opowieść o tym, jak zrobiłem kilka zdjęć.
Początki, praktyka i przygotowania
Zdarza się, że kiedy fotografuję z wykorzystaniem pewnej techniki, którą bardzo lubię i z której często korzystam, osiągam rezultaty inne, niż się spodziewałem – nierzadko znacznie lepsze. Zdarza się, że kluczową rolę odgrywa wtedy przypadek, który daje efekty sprawiające wrażenie celowości – zupełnie jakby fotograf miał pełną kontrolę nad fotografowaną sytuacją lub światłem. Tak właśnie było ze zdjęciem z koncertu szwedzkiego duetu OPOLOPO w warszawskiej Cafe Kulturalna w 2011 roku. Fotografowałem w swój ulubiony sposób – z długim czasem otwarcia migawki (ok. 1 sekundy), fleszem o błysku zsynchronizowanym z drugą kurtyną migawki, wykonując szybkie ruchy aparatu w trakcie ekspozycji.
Oświetlenie w Kulturalnej jest bardzo trudne, ponieważ praktycznie go nie ma, jednak tamtego wieczoru w tle pojawiło się kilka kolorowych punktowych lampek. To właśnie jedna z nich została zarejestrowana na zdjęciu, a przypadkowe ruchy aparatu szczęśliwie dały efekt, jakby ekspresyjna wokalistka kreśliła palcem w powietrzu świetlisty wzór.
Innym przykładem fotografii, z której jestem bardzo zadowolony, a która powstała w pewnym sensie przypadkowo, jest zdjęcie z setu kanadyjskiego DJ-a Tigi. Podczas imprez tego typu staram się ukazać dynamikę publiki i wykonawców, stosując kilka sprawdzonych technik opartych na długim czasie naświetlania. Pierwszą opisałem przed chwilą. Jednak w tym wypadku sięgnąłem po technikę zwaną z angielska zoom burst, co oznacza zmianę ogniskowej w trakcie ekspozycji. Rezultaty są nieprzewidywalne, dlatego za każdym razem należy wykonać przynajmniej kilka prób. Tym razem korzystałem dodatkowo z lampy błyskowej, ale jeden raz flesz nie błysnął. Podczas przeglądania zdjęć z tamtej imprezy od razu zwróciłem uwagę na ten kadr – wyróżniał się na tle pozostałych, które wyglądały dokładnie tak, jak planowałem. Szczęśliwy traf sprawił, że chwilowa awaria sprzętu wyrwała mnie z rutyny, a rezultat pozytywnie zaskoczył.
Wiem, że nie jestem pierwszym fotografem, który w artykule z cyklu Jak zrobiłem to zdjęcie podkreśla znaczenie przypadku i otwartej głowy. Ale tak to właśnie bywa – podczas pracy na zlecenie nie można się poddawać, nawet jeśli coś pójdzie nie tak. Warto jednak nie odrzucać automatycznie ujęć, które nie pasują do koncepcji założonej przed rozpoczęciem fotografowania. Takie „chybione” zdjęcia trzeba umieć (lub mieć cierpliwość) znaleźć wśród innych – pozornie lepszych, bo zgodnych z oczekiwaniami i technicznie poprawnych.
Własny punkt widzenia i wykorzystanie trudnych warunków
Drugą część moich zwierzeń poświęcę fotografiom, które co prawda również są ilustracją zmagań z trudnościami, ale przede wszystkim patrzę na nie jako na wyraz dostosowywania się do fotografowanej osoby. W tym wypadku chodzi o dwa zdjęcia, które w pewnej mierze również są dziełem przypadku.
Erykę Badu fotografowałem podczas jej koncertu w warszawskim parku Sowińskiego w 2006 roku. Dostępne wtedy aparaty cyfrowe – przynajmniej te, na które mogłem sobie pozwolić – nie dawały najlepszej jakości przy wysokich ustawieniach ISO, ale na szczęście zdjęciom czarno-białym duże ziarno często bardziej nadaje charakteru niż odbiera klarowność. Tutaj dodatkowym problemem było często spotykane na koncertach niekorzystne oświetlenie górne. Udało mi się jednak wykorzystać je do podkreślenia najbardziej charakterystycznego wizualnego atrybutu artystki, czyli jej nieposkromionej, gigantycznej burzy afro na głowie.
Górne skierowane światło znakomicie wydobyło jej fryzurę, która dodatkowo stworzyła równy cień na całej twarzy (a nie ciemne oczodoły, jak to zazwyczaj bywa w takiej sytuacji), dzięki czemu wielkie oczy Amerykanki nie zginęły w ciemności i poza fryzurą są najważniejszym punktem kompozycji.
Na drugim zdjęciu widać legendarnego Tricky’ego – jednego z twórców trip hopu. Znany jest on z tego, że początek koncertów spędza tyłem do publiczności spowity chmurą dymu ze skrętów. Trochę się spóźniłem na ten koncert, dlatego w fosie nie zająłem centralnego miejsca i musiałem stanąć nieco z boku sceny. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – moi koledzy mają przede wszystkim ujęcia pleców artysty, a na moich widać znacznie więcej.
Za to tutaj – w przeciwieństwie do portretu Eryki Badu – oczu nie widać wcale. Ale tak właśnie jest dobrze, bo tak wygląda kontakt Tricky’ego z publicznością, przynajmniej na początku koncertu. Warto pamiętać, że podstawowe zasady fotograficzne nie zawsze sprawdzają się w praktyce – zwłaszcza jeśli chcemy jak najbardziej zbliżyć się do wiernego oddania fotografowanej sytuacji. W tym wypadku portret artysty wcale nie wymagał kontaktu wzrokowego, na który nalega wiele osób. Pokazałem muzyka w transie, w który wpada podczas swoich koncertów, łapiąc ujęcie, które gdyby nie moje spóźnienie (znów ten przypadek…) nie mogłoby powstać.
O autorze
Niedoszły socjolog i niedoszły informatyk. Od 10 lat specjalizuje się w zdjęciach imprez klubowych i w fotografii koncertowej. Zdobywca trzeciego miejsca w konkursie Koncertowa Fotografia Roku 2009. Jego zdjęcia ukazały się m.in. w albumie Guide to Great Photography portalu ePhotozine, w bookletach płyt Oszibarack czy String Connection oraz na wystawie Koncertowa Fotografia Roku 2012.
Strona fotografa: ishootmusic.eu