Jak zrobiłem to zdjęcie – Michał Korta, czyli portret po godzinach
W cyklu „Jak zrobiłem to zdjęcie” oddajemy głos fotografom, którzy opowiadają o kulisach powstania jednej ze swoich prac. Postanowiliśmy zwrócić uwagę czytelników na ujęcia nietypowe, niekoniecznie największe hity bohaterów artykułu. W zależności od preferowanego gatunku każdy fotograf skupia się na innych aspektach powstawania obrazu. W trzynastej części serii rozmawiamy z portrecistą Michałem Kortą.
Wstęp
Jakiś czas temu otrzymałem zlecenie od firmy Sony Music Polska na sfotografowanie Pawła Kukiza. Nagrywał właśnie nową płytę, potrzebne były zdjęcia na okładkę, do książeczki z płytą i do celów promocyjnych. Ostatecznie ze zlecenia nic nie wyszło, ale kilka tygodni później zgłosiła się do mnie ta sama firma z prośbą o wykonanie sesji z Gienkiem Loską, znanym z programu „X-Factor”. Nie wiedziałem wtedy, że przyjęcie zlecenia będzie oznaczało wycieczkę na drugi koniec Polski, zerwanie współpracy ze sprawdzonym stylistą i nie jedną, lecz dwie sesje zdjęciowe. Ale zacznijmy od początku.
Z dala od domu
Sesja miała się odbyć w małej miejscowości pod Poznaniem, gdzie Gienek Loska wraz z zespołem nagrywał swoją płytę. Przyjechałem na miejsce z wizażystką dzień wcześniej (jechaliśmy z Krakowa), stylista miał przyjechać z Warszawy w dniu sesji. Zapoznałem się z zespołem i managementem. Wspólnie ustaliliśmy plan na prostą, bezpretensjonalną sesję podkreślającą bluesowe aspiracje muzyków. Nic nie zapowiadało nadciągającej katastrofy. Zacząłem więc oglądać pomieszczenia, gdzie miałem fotografować backstage.
Niedługo po północy otrzymałem lakonicznego esemesa od stylisty, w którym informował mnie, że nie przyjedzie. Telefonów nie odbierał już od kilku godzin. Powiedzieć, że byłem zaskoczony, to powiedzieć za mało. Współpracowaliśmy już kilkakrotnie i uznawałem go za sprawdzonego współpracownika, a tu taki numer… Byłem z dala od domu, odcięty od zaplecza – nie było jak znaleźć zastępstwa. Musieliśmy radzić sobie sami.

Ponieważ lubię zdjęcia z jakimś pomysłem, ale nie mieliśmy stylisty, zaproponowałem, by zespół założył jednolite czarne koszulki, na których Gienek miał napisać nazwę zespołu – najlepiej w taki sposób, by nie była ona oczywista na pierwszy rzut oka. Okazało się, że wzajemne malowanie się farbami było dla nich całkiem niezłą zabawą, więc ja spokojnie fotografowałem, a zespół zachowywał się naturalnie. Dzień wcześniej znaleźliśmy lokalizację – ktoś zaproponował pobliską starą cegielnię. Sesja wypadła całkiem dobrze, byłem zadowolony z rezultatów. Do tego doszły tzw. zdjęcia backstage’owe, czyli muzycy podczas pracy, w trakcie nagrań i prób, a nawet krótka wizyta w klubie bilardowym w pobliskim miasteczku.

Komfort studia i eksperymenty
Jakiś czas później podczas trasy koncertowej zespół zajechał do Krakowa na występ. Tak jak obiecałem wcześniej, zaprosiłem ekipę do studia na sesję. Tym razem nie było potknięć organizacyjnych i nikogo nie zabrakło. Była też nowa stylistka.
Po w miarę standardowych ujęciach grupowych i pojedynczych portretach na jednolitym tle, kiedy sesja dobiegała końca, postanowiłem namówić Gienka na coś oryginalnego. Pomyślałem, że skoro mam go już w studio, to szkoda by było nie zrobić też czegoś bardziej odjechanego. Nie uzgadniałem z nim nic wcześniej, ale miałem nadzieję, że zgodzi się na stylizację odbiegającą od jego wizerunku – doświadczonego przez życie bluesmana, fotografowanego niemal zawsze w czerni i bieli. Wymyśliłem sobie go jako hippisa z lekkim rysem beztroski właściwej kalifornijskim surferom, decydując się jednocześnie na dość ciasne kadrowanie przypominające słynne zdjęcie ukrzyżowanego Jima Morrisona. Coś jakby współczesna wersja słynnej okładki płyty zespołu The Doors. Z jednej strony, wyobraziłem go sobie na okładce ilustrowanego magazynu modowego lub lifestylowego, a z drugiej – skojarzenie z Chrystusem też nie było przypadkowe.


Gienek chętnie zgodził się na moje pomysły i znakomicie wszedł w rolę, a następnie cierpliwie słuchał wskazówek podczas sesji. Wytrzymał nawet zmoczenie włosów, niezbędne, żeby stylizacja była bardziej spójna. Cała akcja nie trwała długo, ale wszyscy byli zadowoleni. Zawsze staram się wyciągnąć z sesji jak najwięcej i jeśli zostaje trochę wolnego czasu, namawiam modeli na dodatkowe zdjęcia według mojego pomysłu. Dobrze czasem zrobić coś po swojemu. Zdarza się też, że to właśnie te odważniejsze pomysły trafiają potem do druku, bo bardziej podobają się klientom.
Praca na zlecenie często wiąże się z koniecznością trzymania się sztywnych ram wyznaczonych przez zleceniodawcę, jego stylistów, dyrektorów artystycznych czy fotoedytorów. Dlatego zawsze na koniec próbuję zrobić coś – jeśli nie szalonego, to przynajmniej odbiegającego od głównych założeń sesji. Nierzadko takie fotografie się potem przydają. A nawet jeśli zleceniodawca ich nie wykorzysta, wzbogacą moje portfolio.
Prezentowane zdjęcie nie było do tej pory publikowane, ale może świat nie był gotowy na taki wizerunek mojego modela? Najwyższy czas to zmienić – stąd pomysł na opisanie jego historii na łamach Szerokiego Kadru.
Technikalia
Obie sesje wykonałem dwoma lustrzankami pełnoklatkowymi (Nikon D3 i D3X) oraz dwoma obiektywami stałoogniskowymi (35/2 i 85/1.4), które maczają palce w 95% moich zdjęć. Cenię sobie proste narzędzia, które nie przeszkadzają w pracy, ale jednocześnie gwarantują jakość techniczną z najwyższej półki. Im mniej komplikacji, tym mniejsze niebezpieczeństwo kosztownej pomyłki.
Korzystałem z lamp firmy Profoto, a na sesji, podczas której powstało prezentowane zdjęcie, jako główne źródło światła wykorzystałem softbox oktagonalny. Dodatkowo oświetliłem tło. W celu rozjaśnienia oczu Gienka użyłem blendy.
Od czasu kiedy wykonałem kilka sesji z muzykami na zlecenie wytwórni muzycznych, zwracam znacznie większą uwagę na to, jak znani fotografowie portretują muzyków. W latach 90. największe wrażenie robiły na mnie niezwykle wyraziste i rozpoznawalne już na pierwszy rzut oka prace Antona Corbijna, który ma na swoim koncie mnóstwo znakomitych zdjęć równie znakomitych muzyków. Lubię szalone i odważne pomysły Red Hot Chili Peppers i skandalizujące niegdyś koncepty Madonny. Co ciekawe, równie dużą uwagę zwracam teraz na to, jak muzycy dają się fotografować, co i Wam polecam. Niezależnie bowiem od stylizacji sesji z każdego zdjęcia wyziera osobowość modela, jak i fotografa.
Podziękowania dla ekipy: Marcina, Izy, Jovanki i Agnieszki, oraz oczywiście Gienka, Jacka i zespołu.

O autorze
Fotograf, podróżnik, germanista, maratończyk. Specjalizuje się w portrecie konceptualnym i zdjęciach beauty. Fotografuje malarzy, pisarzy, muzyków, twórców sztuki. Autor zdjęć do książki o polskim designie Out of the Ordinary oraz do wielu katalogów o podobnej tematyce. Zajmuje się także fotografią reklamową, modową, prasową oraz projektami niekomercyjnymi. Od 2006 roku realizuje długoterminowy projekt dotyczący byłych republik ZSRR w Azji Centralnej. W instytucjach kultury prowadzi wykłady o kierunkach współczesnej fotografii.
Wykładowca Akademii Nikona. Publikuje w „2+3D”, „Zwierciadle”, „Newsweeku”, „Gazecie Wyborczej”, „Dzienniku Polskim”, „Elle”, „Architectural Digest Italy”, „Sukcesie”, „Machinie”, „Fashion Magazine”, i innych. Współpracuje z wydawnictwami: Znak, Karakter, Czarne, De Geus Publishing House. Fotografował m.in. dla firm: Sony Music Polska, Biodermy, Dr Irena Eris, Polfarma, Invicta, Segafredo.
Obejrzyj wywiad z Michałem Kortą w naszym dziale Fotograf miesiąca.
Obejrzyj wideoporadnik Michała Korty poświęcony fotografii kreacyjnej.
Strona fotografa: www.michalkorta.com
Komentarze



A mnie się podoba, zwłaszcza pomysł jak przy okazji czegoś na zlecenie można zrobić coś "swojego" to rozwija kreatywność a to dobry objaw u fotografa :)
p.s. no niestety dobry fotograf powinien być reżyserem, wizażystą, stylistą, czasem projektantem, oświetleniowcem, dobrze, że nie dźwiękowcem :)
Gratuluję i życzę dalszych sukcesów autorowi.

