Jak zrobiłem to zdjęcie – Marcin Ryczek, czyli fotografia grafiką pisana
W cyklu „Jak zrobiłem to zdjęcie” oddajemy głos fotografom, którzy opowiadają o kulisach powstania jednej ze swoich prac. Postanowiliśmy zwrócić uwagę czytelników na ujęcia nietypowe, niekoniecznie największe hity bohaterów artykułu. W zależności od preferowanego gatunku każdy fotograf skupia się na innych aspektach powstawania obrazu. W czternastej części serii rozmawiamy z Marcinem Ryczkiem – autorem jednego z najbardziej popularnych zdjęć Internetu ostatnich miesięcy.
Wstęp
Uznaję fotografię za udaną wtedy, kiedy jest wynikiem głębszej refleksji, przemyśleń i aktualnego stanu ducha. Dopiero takie zdjęcie jest dla mnie prawdziwe, autentyczne. Często swoje przemyślenia obrazuję za pomocą prostych symboli graficznych, które staram się następnie przeobrazić w fotografię. Fotografię wypełnioną kontrastami.
Cechą charakterystyczną prezentowanych zdjęć jest prosta kompozycja kontrowana przez wieloznaczność zawartych w nich treści. Inspiruje mnie natura i otaczający mnie świat. Szukam ciekawych obrazów w rzeczywistości, a nie tworzę je w programach graficznych.

Człowiek karmiący łabędzie
Od dłuższego czasu w mojej głowie pojawiało się dużo przemyśleń, dotyczących zarówno pozytywnych, jak i negatywnych aspektów życia oraz ich wzajemnego współistnienia i przenikania. Głównym motywem, który towarzyszył tym rozważaniom, był symbol ±. Szukałem pomysłu, który pozwoliłby mi przedstawić go na fotografii.
Podczas spaceru nad Wisłą z mostu Grunwaldzkiego (mieszkam w Krakowie) zauważyłem ośnieżoną przestrzeń oddzieloną od ciemnej wody idealnie prostą linią brzegową. Czerń i biel były dla mnie właśnie graficznym odzwierciedleniem znaku ±, a do tego skojarzyły mi się z symbolem Yin-Yang – przeciwstawnych, lecz uzupełniających się sił. Miałem już kompozycję i tło przyszłego zdjęcia. Pozostało czekać na sytuację, która dopełni ten obraz.
Wracałem w to miejsce kilka razy. Pewnego dnia na ciemnej tafli rzeki zauważyłem białe łabędzie, a na bieli śniegu – czarną postać. Natychmiast chwyciłem za aparat i zacząłem fotografować. Zachwyciły mnie prostota i piękno tej namalowanej przez naturę sceny. Dodatkowym elementem wizualnym, który uzupełnił kompozycję, stało się stado ciemnych kaczek, które pierścieniem otoczyły łabędzie. Wykonałem cztery zdjęcia, ale nie miałem najmniejszego problemu z wyborem tego jedynego. Bez wahania wybrałem kadr, który najbardziej odpowiadał mojej koncepcji.
Ten prosty, mocny kadr oraz uniwersalna symbolika, którą niesie, są czytelne dla wielu, często bardzo różnych kultur. Wieloznaczność pobudza wyobraźnię, zachęcając do indywidualnych interpretacji. Potwierdzają to liczne komentarze i dyskusje na portalach, które opublikowały zdjęcie. Po publikacji zdjęcia w Internecie pozytywny odzew był błyskawiczny.
Prezentowano je w gazetach i portalach na całym świecie, m.in. w Anglii („The Guardian”, „The Telegraph”), Niemczech („Der Spiegel”),Izraelu („Yedioth Ahronoth”), Danii („Politiken”), Szwajcarii („20 Minuten”) i we Włoszech („La Repubblica”). Na amerykańskiej stronie Reddit zaledwie w ciągu jednej doby odnotowano ponad 3 miliony jego odsłon z bardzo pozytywnymi, często wręcz entuzjastycznymi komentarzami.
Jak się więc okazuje, w prostocie tkwi wielka siła, a odwoływanie się do prostych znaków graficznych wpisanych w naturalną przestrzeń, bez użycia programów do obróbki komputerowej i technicznych nowinek, daje efekty, które przemawiają do ludzi na całym świecie.
The United States of India
Dość często staram się opierać kompozycję swoich fotografii na wyrazistych symbolach graficznych. Tak było w wypadku zdjęcia wykonanego w Indiach, w świętej dla Hindusów miejscowości Waranasi. Pielgrzymi z całych Indii przybywają nad rzekę Ganges, by medytować, odbyć rytualną kąpiel, pożegnać bliskich, których prochy po spaleniu popłyną wraz z prądem rzeki, lub samemu czekać na śmierć w świętym dla nich miejscu.
W tłumie ludzi stłoczonych na ghatach (schodach prowadzących do rzeki) moją uwagę przykuł medytujący sadhu. Słowo to oznacza ascetę, osobę uświęconą, która odrzuca dobra materialne, skupiając się na tym, co duchowe. Medytujący człowiek był dla mnie symbolem spokoju, wyciszenia, wewnętrznej harmonii i wiary. Mężczyzna siedział na schodach pomalowanych w biało-czerwone pasy, które skojarzyły mi się z flagą Stanów Zjednoczonych. A pierwsze skojarzenia z tym krajem to: wielkie mocarstwo, kult pieniądza, komercja, pogoń za sukcesem, czyli – upraszczając – wszystko to, co wiąże się ze światem materialnym. Zestawienie tych dwóch tak odmiennych światów na jednej fotografii zachęca do refleksji nad różnicą kultur i wyborem wartości, zamykającym się w pytaniu „Mieć czy być?”. Interpretacji tej fotografii może być jednak oczywiście znacznie więcej.
O Autorze
Od kilku lat współpracuje z większością instytucji kulturalnych w Krakowie, prowadząc swoją działalność graficzno-fotograficzną. Fascynuje go promocja grafiki i fotografii w przestrzeni miejskiej. Swoją uwagę skupia głównie na fotografii koncepcyjnej i portretowej. Pasję do fotografii łączy z częstymi podróżami, m.in. do Syrii, Nepalu, Laosu, Indii, Kambodży, Wietnamu.
Interesują go miejsca z klimatem, mało uczęszczane, często zapomniane i nieopisywane w turystycznych przewodnikach. Ten mniej sztampowy koloryt Krakowa przedstawia aparatem, telefonem lub nagranym wywiadem na profilu facebookowym Nieznany Kraków.
Jego wykonane w Krakowie zdjęcie „A Man Feeding Swans in the Snow” bije rekordy udostępnień w Internecie. Jest publikowane w prasie międzynarodowej oraz na najpopularniejszych portalach społecznościowych w Stanach Zjednoczonych, Chinach, Japonii, Rosji, Norwegii, Hiszpanii oraz w wielu innych krajach na całym świecie.
Zapraszamy na stronę autora: www.marcinryczek.com oraz na jego profil na Facebooku.
Zobacz podobne poradniki
Fotografia uliczna. Część 1. Wprowadzenie

Fotografia uliczna. Część 2. Sprzęt

Fotografia uliczna. Część 3. Wskazówki
Fotografia uliczna. Część 3. Wskazówki
Wideoporadnik Fotografia uliczna cz. 3. Wskazówki to ostatnia część poradnika fotograficznego uczącego, jak robić zdjęcia na ulicy. Tym razem Krystian Bielatowicz skupia się na konkretnych wskazówkach.

Reportaż

Komentarze





Nie mogę uwierzyć jak ludzie pozwolili na to, by porwać się tej fali. Nigdy nie zaprzeczę, że to zdjęcie jest dobre, bo jest. Niestety nie wierzę w tę historię tutaj napisaną, raczej, że ów fotograf spacerował, natknął się na ten kadr i go uchwycił - chwała mu za to!
Ale dlaczego powstaje tyle artykułów na ten temat? Nie ma w internecie żadnego zdjęcia autorstwa pana Marcina Ryczka, które byłoby choć na podobnym poziomie jak zdjęcie wykonane w Krakowie. Pan Marcin Ryczek na prędko utworzył swój facebook'owy fanpage plus stronę, a wszędzie tam maksymalnie 5 zdjęć., gdzie jedyna ich rola na stronie internetowej jest - sprzedać. Dlatego też nie wierzę w tę filozofię tu wypisaną, jako że filozofię trzeba wypracować poprzez robienie zdjęć. Ta filozofia pasuje tylko do tego jednego zdjęcia, nie ma nic wspólnego z pozostałymi. Jest tak samo szybko stworzona, jak strona i fanpage.
Niesamowite, że ponad 12 tys. ludzi polubiło fanpage na Facebooku, pytanie tylko po co? Aby obserwować to samo zdjęcie, tyle że w różnej oprawie (różnych magazynach) ? Przez 4 miesiące nie pojawiło się tam żadne nowe zdjęcie. Szkoda, bo to tylko pokazuję, że wiele w tym zdjęciu przypadku, na szczęście jednak nie można zarzucić braku spostrzegawczości.
Nie zarzucam zbyt wiele panu Marcinowi, bo większość wykazałaby się tym samym sprytem... Więcej zarzucam społeczeństwu i na ich odzew w tej sprawie.



Nie mogę uwierzyć jak ludzie pozwolili na to, by porwać się tej fali. Nigdy nie zaprzeczę, że to zdjęcie jest dobre, bo jest. Niestety nie wierzę w tę historię tutaj napisaną, raczej, że ów fotograf spacerował, natknął się na ten kadr i go uchwycił - chwała mu za to!
Ale dlaczego powstaje tyle artykułów na ten temat? Nie ma w internecie żadnego zdjęcia autorstwa pana Marcina Ryczka, które byłoby choć na podobnym poziomie jak zdjęcie wykonane w Krakowie. Pan Marcin Ryczek na prędko utworzył swój facebook'owy fanpage plus stronę, a wszędzie tam maksymalnie 5 zdjęć., gdzie jedyna ich rola na stronie internetowej jest - sprzedać. Dlatego też nie wierzę w tę filozofię tu wypisaną, jako że filozofię trzeba wypracować poprzez robienie zdjęć. Ta filozofia pasuje tylko do tego jednego zdjęcia, nie ma nic wspólnego z pozostałymi. Jest tak samo szybko stworzona, jak strona i fanpage.
Niesamowite, że ponad 12 tys. ludzi polubiło fanpage na Facebooku, pytanie tylko po co? Aby obserwować to samo zdjęcie, tyle że w różnej oprawie (różnych magazynach) ? Przez 4 miesiące nie pojawiło się tam żadne nowe zdjęcie. Szkoda, bo to tylko pokazuję, że wiele w tym zdjęciu przypadku, na szczęście jednak nie można zarzucić braku spostrzegawczości.
Nie zarzucam zbyt wiele panu Marcinowi, bo większość wykazałaby się tym samym sprytem... Więcej zarzucam społeczeństwu i na ich odzew w tej sprawie.
Słowa napisane wprost, bez konwenansów :-) Od lat zastanawiam się nad fenomenem popularności. Na Twoje pytanie "jak ludzie pozwolili porwać się tej fali" umiem powiedzieć tyle, że tak po prostu jest. Nie ma sensu cokolwiek zarzucać społeczeństwu, chyba je przeceniasz :-) Ja mam w sobie jakiś mechanizm przekory, który karze mi odwracać się od tego, co masowe i popularne. Skoro tak wielu pędzi w jednym kierunku, to po co jeszcze ja jestem tam potrzebny? ;-)

No cóż! Iluż to widziałem autorów jednego zdjęcia? Nie zliczę! Szybki przykład to Nick Ut, Eddie Adams. Fota nie robi na mnie wrażenia. Być może dlatego, że jestem minimalistą i widzę więcej na tym zdjęciu haosu niż porządku. Facet zrobił dobrą fotę prasową. Pozostałe zdjęcia, to pamiątki z podróży. Zgadzam się z Moniką i dodam tylko, że gimbaza nie potrafi zrobić nic na podobnym poziomie, a Facebook zmierza ku poziomowi NK, piaskownica, stąd to niezrozumiałe podniecenie.
Dla autora małe info: bierz się chlopie do roboty, bo zostaniesz kolejnym fotografem zdjęcia "ikony", a nie ma nic bardziej deprymującego.
