Jak zrobiłem to zdjęcie – Maciej Koniuszy, czyli krajobraz na przekór przeciwnościom
W cyklu „Jak zrobiłem to zdjęcie" oddajemy głos fotografom, którzy opowiadają o kulisach powstania jednej ze swoich prac. Postanowiliśmy zwrócić uwagę czytelników na ujęcia nietypowe, niekoniecznie największe hity bohaterów artykułu. W zależności od preferowanego gatunku każdy fotograf skupia się na innych aspektach powstawania obrazu. W kolejnej części serii rozmawiamy z Maciejem Koniuszym, specjalizującym się w fotografii krajobrazu.
Kadry prezentowane w dzisiejszej odsłonie cyklu „Jak zrobiłem to zdjęcie” – odległe w czasie i miejscach wykonania – mają pewne zasadnicze cechy wspólne. Zdjęcia te powstały nie w wyniku wcześniej przygotowanego planu czy pomysłu na ujęcie, a są wynikiem czystego przypadku i szczęścia. Są także potwierdzeniem słów, które często powtarzam: warunki nigdy nie są na tyle złe, żeby nie można było zrobić zdjęcia.
Rogalin
Pierwsza z prezentowanych fotografii powstała podczas długiego weekendu w maju 2012 r., w trakcie powrotu do Gdańska z całkowicie nieudanego wyjazdu fotograficznego do Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Wyjazd ten miał mi zrekompensować średnio udany wypad w Góry Stołowe (na niebie nie było najmniejszej nawet chmurki). Wyruszyłem z Jury rano w lekkiej mżawce, która od wysokości Łodzi zmieniła się w regularną ulewę. Kiedy usłyszałem w radio o możliwych przejaśnieniach w Wielkopolsce, postanowiłem pozwolić sobie na kilka godzin opóźnienia w ramach planu awaryjnego, czyli nadłożenia drogi, aby zobaczyć rogalińskie dęby. Przybyłem na miejsce przed południem i pogoda rzeczywiście była lepsza.

Niestety dookoła parku krajobrazowego kłębiły się ciężkie burzowe chmury, dlatego rozpocząłem sprint starorzeczem Warty. Znajdowałem się w zupełnie nieznanym mi miejscu i nerwowo szukałem atrakcyjnych kadrów. Przez kolejne półtorej godziny słońce zdołało się przebić przez gęstniejące chmury zaledwie na kilkanaście minut. Na szczęście wystarczyło to do zrobienia kilku zdjęć w podczerwieni, wśród nich tego, które widnieje powyżej. Powstało ono w wyniku połączenia trzech zdjęć w vertoramę (czyli panoramę w pionie; parametry ekspozycji: ISO 200, ¹⁄₁₀₀₀ s, f/4) i zostało wykonane aparatem po konwersji (o samej konwersji można przeczytać więcej w artykule Czarno-biały krajobraz w podczerwieni. Do samochodu wracałem poganiany pierwszymi kroplami deszczu, który towarzyszył mi już do końca podróży.
Ksawery
Drugie z prezentowanych zdjęć zrobiłem na Mierzei Helskiej podczas drugiej doby trwania orkanu Ksawery w grudniu 2013 roku. Poprzedniego dnia stałem nad brzegiem morza w chwili głównego uderzenia sztormu i z trudem udało mi się utrzymać równowagę. O zrobieniu nieporuszonego, poprawnie naświetlonego zdjęcia nie było mowy (uparłem się bowiem fotografować z długim czasem otwarcia migawki). Z plaży wróciłem zapiaszczony, przemoczony i całkowicie oblepiony śniegiem, ale z mocnym postanowieniem powtórzenia pleneru.
Udało mi się to dopiero dzień później, jednak początkowe warunki, które zastałem na plaży za dnia, nie satysfakcjonowały mnie zupełnie. Mimo rozszalałego morza niebo było zasnute grubą warstwą chmur, co w połączeniu z wysoką wilgotnością dawało rozproszone, płaskie światło, a przez to mdłe, wyblakłe, nieatrakcyjne kolory. Po powrocie do domu nie mogłem znaleźć sobie miejsca, więc gdy tylko wypatrzyłem fragment czystego nieba, kolejny raz ruszyłem nad morze. Prezentowane zdjęcie zrobiłem około godziny 23, kuląc się z powodu wiatru na szczycie podmytej przez fale wydmy.
Na fotografii widać rurę refulacyjną, służącą do uzupełniania piasku wywiewanego z plaży (czynność tę trzeba było ponowić po Ksawerym). Siła sztormu powyginała rurę niczym słomkę, pomimo iż jej pojedyncze fragmenty ważą ponad tonę. Długi czas ekspozycji oraz światła pobliskiego portu rybackiego we Władysławowie okazały się wystarczające do poprawnego naświetlenia zdjęć (w tym wypadku dwie ekspozycje połączone w vertoramę – ISO 2500, 15 s, f/4). Z każdą chwilą wiatr słabł, ale i tak następnego dnia musiałem udać się do okulisty, żeby usunął kilka ziarenek piasku, które wbiły mi się w gałki oczne.
Mogilno
Do Wielkopolski powróciłem w czerwcu 2014 r., by zwiedzić Szlak Piastowski. Jednym z obowiązkowych punktów wycieczki był stary niczym sama Polska klasztor w Mogilnie. Ciągłe opady zniechęcały do robienia zdjęć, dlatego zabrałem ze sobą jedynie aparat, rezygnując ze statywu. Jak się później okazało – popełniłem błąd.
Mimo usilnych prób ani mnie, ani moim towarzyszom nie udało się znaleźć na miejscu nikogo, kto oprowadziłby nas po klasztorze. Przez nikogo zatem nie niepokojeni udaliśmy się na zwiedzanie całego kompleksu, by w końcu dotrzeć do jego najstarszej, najbardziej tajemniczej części – podziemi. Ponieważ nikt nie miał pojęcia, że nasza grupa postanowiła tam wejść, światła pozostały wyłączone. Błąkaliśmy się więc w całkowitych ciemnościach, co potęgowało tylko atmosferę tajemniczości. Niemal na początku części podziemi dostępnej dla zwiedzających weszliśmy do sali ze świetlikiem widocznym na zdjęciu. Światło, które do środka przez świetlik, padało na stojący naprzeciwko postument i rozpraszało się w mroku pomieszczenia. Brakowało mi do szczęścia jedynie dwóch zapalonych gromnic po bokach sali – i statywu. Na moje szczęście w ścianie naprzeciwko świetlika była niewielka, wąska kamienna wnęka, w którą jakoś udało mi się wcisnąć i – opierając aparat o kamienie – utrzymać na tyle długo, by zrobić nieporuszone zdjęcie (ISO 6400, ¹⁄₅₀ s, f/4).
Poza faktem, że za każdym razem musiałem liczyć na łut szczęścia, wszystkie powyższe fotografie łączy dodatkowo wytrwałość. Mimo niesprzyjających okoliczności – pogodowych, oświetleniowych, sprzętowych – byłem gotów przejechać wiele kilometrów i stać w burzy piaskowej wyłącznie po to, żeby nie wrócić do domu z pustymi rękami, tylko zrobić dobre zdjęcie. I właśnie takiej wytrwałości wam życzę!
O autorze
Maciej Koniuszy, fotograf specjalizujący się w fotografii krajobrazowej. Jest prawnikiem z zawodu, a od 6 lat także artystą, który nie rozstaje się z aparatem.
Po mistrzowsku kreuje impresje fotograficzne. W jego zbiorze zdjęć znajdują się pejzaże, panoramy, a także ciekawe obrazy w podczerwieni.
Prace Koniuszego publikowane były na łamach Digital Foto Video, Fotoblur, DP-Arte Fotográfica oraz Foto-Kurier. Dostępne są również w galerii „artlimits” w Stambule, w Turcji.
Obejrzyj wywiad z Maciejem Koniuszy w naszym dziale „Fotograf miesiąca”.
Strona fotografa: www.koniuszy.com.
Zobacz podobne poradniki
Fotografia krajobrazowa w czerni i bieli

Jak zrobiłam to zdjęcie – Anita Andrzejewska, czyli lirycznie w czerni i bieli

Szerokim Kadrem na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Część 1

Szerokim Kadrem na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Część 2
