Jak zrobiłem to zdjęcie – Filip Springer, czyli o architekturze w pierwszej osobie
W cyklu „Jak zrobiłem to zdjęcie” oddajemy głos fotografom, którzy opowiadają o kulisach powstania jednej ze swoich prac. Postanowiliśmy zwrócić uwagę czytelników na ujęcia nietypowe, niekoniecznie największe hity bohaterów artykułu. W zależności od preferowanego gatunku każdy fotograf skupia się na innych aspektach powstawania obrazu. W czternastej części serii rozmawiamy z dokumentalistą Filipem Springerem.
Wstęp
Wybrałem zdjęcie może niezbyt oczywiste, ale idealnie ilustrujące moje podejście do fotografii architektury. Zdjęcie pochodzi z książki Źle urodzone, z rozdziału poświęconego warszawskiemu Przyczółkowi Grochowskiemu. Nie widać na nim, jak wygląda to osiedle, a jednak w pełni oddaje moje spojrzenie na tę okolicę.

Kontekst historyczno-architektoniczny
Osiedle Przyczółek Grochowski zostało zaprojektowane przez małżeństwo, Oskara Hansena i Zofię Garlińską-Hansen. Powstało na przełomie lat 60. i 70., a projekt był szeroko opisywany w wielu światowych publikacjach architektonicznych. Oparte na komunikacji i założeniu przenikania się przestrzeni miało stanowić swoistą formę otwartą (tak zresztą nazwali swoją koncepcję Hansenowie, kiedy ogłosili ją pod koniec lat 50.). Klatki schodowe, galerie i korytarze miały być połączone w jeden długi ciąg komunikacyjny, tak by osiedle tworzyło jedną całość. Do mieszkań wchodzi się z zewnętrznych galerii, a nie z klatek schodowych. Przyczółek to długi na niemal dwa kilometry blok złamany w 22 miejscach, mający od 4 do 7 pięter wysokości. Mieszka w nim aż 7 tysięcy osób.
Z jednej strony jest to ucieleśnienie teorii formy otwartej. Teoria ta głosiła konieczność dostosowywania się architektury do człowieka, a nie odwrotnie, brak kogoś takiego jak „typowy obywatel” oraz udział człowieka w kształtowaniu otaczającej go rzeczywistości. Jednak z drugiej strony, tak zdecydowany i charakterystyczny projekt i pomysł na organizację życia nie do końca się sprawdził ze względu na przywiązanie człowieka do prywatności i pewnych dających poczucie bezpieczeństwa ograniczeń.
Co ciekawe – jeden z podstawowych i najbardziej charakterystycznych aspektów Przyczółka Grochowskiego, czyli pełna łączność komunikacyjna między wszystkimi blokami składowymi, wynikał z dostosowania się projektantów do ówczesnych realiów. Nie było mowy o tym, żeby każdy blok miał swoją windę, więc to właśnie aby umożliwić wjazd na piętro każdemu, całość połączono systemem korytarzy i zewnętrznych galerii.
Źle urodzone, czyli powojenny modernizm
Zacząłem fotografować Przyczółek Grochowski w 2009 roku. Interesował mnie oczywiście ze względu na moje architektoniczne zainteresowania i książkę Źle urodzone. Chciałem jednak uniknąć ujęć opisowych, pokazujących strukturę osiedla, bo nie na tym mi zależy w fotografii architektury. Takie fotografie są oczywiście potrzebne (i zostały w książce wykorzystane), ale służą zupełnie innym celom niż te, które sobie postawiłem.
Zacznijmy od tego, że na tym zdjęciu de facto nie widać samego osiedla – nie widać charakterystycznego kształtu, który jest jego wyróżniającą cechą, definiującą m.in. sposób poruszania się po okolicy. Fotografię tę wykonałem na samej granicy osiedla (ja już stałem poza nią), na terenach rekreacyjnych. Posłużyłem się metaforą, którą cenię bardziej niż opisową dosłowność.
Kiedy podczas kolejnego spaceru po okolicy zauważyłem dwójkę dzieci, bawiących się na skraju osiedla w telefoniczną rozmowę realizowaną bez telefonu, lecz z wykorzystaniem balustrady schodów jako medium komunikacji, uznałem, że to idealna metafora ogromnego przedsięwzięcia, jakim jest Przyczółek Grochowski. Szlachetna, beztroska i szalona, a zarazem skazana na niepowodzenie próba komunikacji międzyludzkiej.
Wykonałem pięć zdjęć – niemal identycznych, a powstałych przede wszystkim dlatego, że pracowałem na filmie (negatyw Fuji Pro 400 załadowany do średnioformatowego Pentaxa 67) i wolałem się zabezpieczyć na wypadek niewłaściwie ustawionej ostrości (była zima, parowały mi okulary) lub źle dobranych parametrów ekspozycji. Prezentowane ujęcie to ostatni kadr, który naświetliłem – wiedziałem, że mam już to, o co mi chodziło.
Świadomość i uczucia
Dziś fotografia architektury to swoista fotografia produktowa – w taki sam sposób, tylko w innej skali fotografuje się i flakon perfum, i nowy budynek. Mnie to zupełnie nie pociąga. Interesuje mnie wrażenie, jakie wywołuje architektura na widzu i użytkowniku.
Zrobiłem kiedyś projekt o architekturze Katowic, w którym nie pokazałem ani kawałka budynku. Zależało mi na zarejestrowaniu i przekazaniu widzowi wrażenia, jakie wywoływała na mnie ta architektura, i postanowiłem zrobić to, portretując mieszkańców. Sfotografowałem same twarze, które moim zdaniem odzwierciedlały otaczające je budynki. W końcu architektura definiuje przestrzeń, w której żyje człowiek (w każdym razie mieszkaniec miasta), człowiek to emocje, a gdzie lepiej szukać emocji niż na ludzkiej twarzy?
W mojej fotografii niezwykle ważny jest kontekst – to on pozwala zrozumieć moje intencje i spojrzenie na daną przestrzeń. Zależy mi jednak na wyrobionym odbiorcy o dużej wrażliwości. Mam nadzieję, że taki widz poradzi sobie nawet bez kontekstu, że zdjęcia wywołają w nim emocje podobne do tych, które były moim udziałem, gdy fotografowałem daną scenę. Zdecydowanie mniej mi zależy na byciu zrozumianym niż na współodczuwaniu – to emocje są tutaj najważniejsze. Fotografia jest dla mnie medium prywatnej, osobistej wypowiedzi, dlatego z moich zdjęć architektury nikt się nie dowie, jak wyglądają budynki, które skłoniły mnie do naciśnięcia spustu migawki.


O Autorze
Filip Springer (ur. 1982) — reporter i fotograf współpracujący z największymi polskimi tytułami prasowymi. Regularnie publikuje w tygodniku „Polityka", stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz programu Młoda Polska Narodowego Centrum Kultury. Swoje prace prezentował na wystawach w Poznaniu, Warszawie, Łodzi, Gdyni, Lublinie i Jeleniej Górze. Jego reporterski debiut – książka Miedzianka. Historia znikania – znalazł się w finale Nagrody im. R. Kapuścińskiego za Reportaż Literacki 2011 i był nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia 2012. Jest także finalistą Nagrody Literackiej Nike 2012. Druga książka, Źle Urodzone. Reportaże o architekturze PRL-u (Karakter 2012) została uznana przez słuchaczy Radiowej Trójki Książką Roku. W maju 2013 roku ukaże się jego Zaczyn. Przestrzenie Zofii i Oskara Hansenów.
Obejrzyj wywiad z Filipem Springerem w naszym dziale „Fotograf miesiąca”.
Zobacz podobne poradniki
Projekt autorski

Coś z niczego, czyli dobre zdjęcie można zrobić wszędzie

Projekt długoterminowy. Część 1

Projekt długoterminowy. Część 2

Komentarze

Bardzo piękne zdjęcia, jak zobaczyłem te zdjęcia to od razu musiałem zapoznać się z ich treścią oraz opisem. Naturalnie czytam opisy różnego rodzaju i różnych fotografów ale jak się czasem przyglądam czyżby nawet tutaj na różne zdjęcia to mam wrażenie ze do takiej wiedzy oraz fotografowania zabraknie mi 50 lat nauki.


Ciekawy tekst i fajne zdjęcia. "Fotografia jest dla mnie medium prywatnej, osobistej wypowiedzi, dlatego z moich zdjęć architektury nikt się nie dowie, jak wyglądają budynki, które skłoniły mnie do naciśnięcia spustu migawki" nic dodać, nic ując - i to jest fotografia jaką lubię.


Dobrze, że w szerokim Kadrze pojawiła się wypowiedź pana Springera. Czytałam "Źle urodzone", wiele razy oglądałam te fotografie i cały czas myślałam, ze te dzieci przyklejają dla zabawy języki do mroźnego metalu. A tu proszę, taka głęboka metafora... dzięki za wyjaśnienie, bo system skojarzeń i doświadczeń ;-) każdego odbiorcy poprowadzi go w inne strony, nie zawsze łapiąc, co autor miał na myśli ;-)