Fotografia reklamowa. Jak wzbudzić wilczy apetyt, czyli fotografowanie żywności. Część 1
Wstęp
Od wielu lat z billboardów, plakatów i wielu innych nośników, żywność kusi nas swoim wyglądem. Nasycone kolory warzyw, owoców i napojów konkurują ze smakowicie zarumienionym pieczywem czy też mięsami. Każda nowa odsłona kolejnego smaku “Gorącego Kubka” sprawia, że niemal czujemy zapach patrząc na jego reklamę w prasie czy na innych nośnikach. Co sprawia, że zdjęcia te wyglądają aż tak apetycznie? Niezaprzeczalnie jedzenie jest jedną z podstawowych potrzeb człowieka, a co za tym idzie stanowi jeden z kluczowych segmentów rynku. Nie dziwi więc fakt, że koncerny przeznaczają wysokie sumy na reklamę żywności. Agencje reklamowe wyszukują fotografów i food stylistów* wyspecjalizowanych w tego typu produkcjach. Wiedzy koniecznej do podjęcia się tych realizacji nie sposób przekazać w jednym lub nawet kilku artykułach. W tej części artykułu na przykładzie zdjęcia “Gorącego Kubka” postaram się omówić temat fotografii zup a w kolejnej zdradzę tajemnice sesji żywności typu fast food.
Podane na talerzu
Można by spytać: „Co w tym trudnego?”. Ugotowanie zupy nie należy do wielkich wyzwań, ale kto choć raz porównał zdjęcia z opakowań albo reklam z zalaną zupą z paczki lub nawet starannie ugotowaną z najświeższych produktów, zauważy miażdżącą przewagę obrazków z paczek i reklam. Może poza rosołem, w zupie nie widzimy prawie nic poza oczkami tłuszczu i kolorem płynu. Jednak nawet w rosole niewiele składników poznajemy na pierwszy rzut oka. Dopiero za pomocą łyżki możemy złowić najcenniejszą zawartość. Na zdjęciach ta zawartość ukazuje się naszym oczom w pozornym nieładzie, jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności prezentując swoje najlepsze strony.
Nie umniejszając pracy fotografa, muszę przyznać, że największą zasługę przypisać trzeba zdolnemu food styliście, który posiadł umiejętność wykreowania tak smakowitej kompozycji. Dlatego też znaczna część niniejszego artykułu będzie dotyczyć właśnie stylizacji. Jak to się dzieje, że posłuszne składniki zupy podpływają ku powierzchni, by zaprezentować się w całej krasie, i co możemy zrobić, gdy nie stać nas na zatrudnienie stylisty?
Drugie dno
Można powiedzieć, że w tym przypadku zarówno w przenośni, jak i dosłownie istnieje drugie dno. W przeciwieństwie do zwykłej zupy w tej spreparowanej nic nie pozostawia się przypadkowi. Sztuczka stylisty polega na wypełnieniu talerza czy też kubka niemal do pełna plastyczną substancją (taką jak silikon, plastelina lub żelatyna – tę ostatnią, ze względu na przezroczystość, najczęściej stosuje się w wypadku zdjęć rosołu). Warzywa nie pływają swobodnie, lecz spoczywają nabite na szpilki lub pinezki. Wszystkie te zabiegi mają na celu uzyskanie jak największej kontroli nad składnikami. Za pomocą pincety, miniaturowych kombinerek i wielu innych narzędzi stylista przygotowuje makietę, a dopiero wtedy zalewa wszystko cienką warstwą przygotowanej uprzednio zupy.
Brzmi niezbyt skomplikowanie, ale to pozory. Nie wszystkie składniki od samego początku mogą się znaleźć w kubku. Np. grzanki – nawet odpowiednio przygotowane – dość szybko rozmiękłyby po zalaniu płynem. Drobinki natki pietruszki też utonęłyby po chwili. Jest jeszcze wiele innych zależności, o których należy pamiętać. Skąd stylista posiada wiedzę konieczną do osiągnięcia celu? Jak to się dzieje, że podejmuje właściwe działania w odpowiedniej kolejności?
Przygotowania do gotowania
Może ktoś zapytać: „Skąd tyle wiesz o stylizacji?”. Czy tylko z obserwacji na sesjach zdjęciowych? Otóż nie tylko, jak szczęśliwie się składa, moja żona od kilku lat z powodzeniem wykonuje tę niełatwą pracę i to dzięki niej mogę uchylić rąbka tajemnicy. Niewątpliwie doświadczenie w tej branży ma ogromne znaczenie, jednak każdy stylista od czasu do czasu podejmuje się nowych wyzwań. Często nie ma pojęcia, jak pokonać powstające przeszkody. Dlatego najlepsi food styliści pomimo lat praktyki przed każdą sesją wykonują tzw. pre-cooking, czyli przygotowują wcześniej daną potrawę, aby jeszcze przed sesją móc przeanalizować sposoby i kolejność poszczególnych etapów stylizacji.
Zlekceważenie tej rady i poddanie się rutynie nierzadko skutkuje kłopotami podczas sesji. Często zdarza się, że pozornie proste zadania nieoczekiwanie nastręczają licznych problemów. Niecierpliwym obiecuję, że zaraz przejdę do fotografii, ale pozwolę sobie jeszcze omówić krok po kroku przygotowanie kubka zaprezentowanego na pierwszym zdjęciu.
Zanim zupa się rozleje
Pierwszym krokiem może być przygotowanie płynu, który powinien wystygnąć, by nie rozmiękczyć plasteliny. Preparujemy go na bazie wywaru rosołu. W trakcie przygotowań zwracamy uwagę na kolor, regulując go barwnikami, np. Ecoliną firmy Talens dostępną w sklepach z akcesoriami dla plastyków. Dodajemy niewielkie ilości barwnika za pomocą pipety, aż uzyskamy odpowiedni odcień. Następnie poprawiamy konsystencję, zagęszczając ją, np. uprzednio rozmieszaną w zimnej wodzie mąką ziemniaczaną. Po dolaniu jej każdorazowo doprowadzamy płyn do wrzenia, a czynność powtarzamy do uzyskania satysfakcjonującej nas konsystencji. Oczywiście ilu stylistów, tyle metod na uzyskanie pożądanych efektów, nie twierdzę więc, że ta jest jedyną słuszną.
Kolejny krok to zmiana przezroczystości zawiesiny – do tego może posłużyć odrobina mleka. I zupa gotowa! Co dalej? Do wypełnienia kubka użyliśmy plasteliny produkowanej specjalnie do zastosowań fotograficznych przez włoską firmę Condor Foto. Posiada ona żółtawy odcień i strukturę częściowo przepuszczającą światło. Można ją zakupić u polskich dystrybutorów w dość wysokiej cenie lub zamówić bezpośrednio u włoskiego producenta. Uważam, że plastelina najlepiej nadaje się do wypełnienia naczynia, gdyż po wbiciu szpilek, koniecznie główkami w dół, możemy dość łatwo za pomocą pincety zmieniać ich położenie. W dalszej części artykułu wrócę jeszcze do gotowania, ale teraz trochę o fotografii, by nie stracić tej resztki czytelników, która wytrwała do tego momentu.
Jedno słońce jest na niebie
W naszym układzie planetarnym mamy jedną gwiazdę – jak sama nazwa układu wskazuje, jest nią Słońce. Ta oczywista dla wszystkich prawda znajduje zastosowanie również w fotografii żywności. Czemu tak twierdzę? Jeśli przyjrzymy się zdjęciom produktów żywnościowych, zauważymy, że wspólną cechą większości jest charakter światła. Większość tych zdjęć ma sprawiać wrażenie, jakby wykonano je w piękny słoneczny dzień. Jest to dobra informacja dla osób nieposiadających wielu lamp błyskowych. Dlaczego? Bo prawdopodobnie większość tych zdjęć powstała przy użyciu jednego lub dwóch źródeł światła sztucznego, a nawet bez ich udziału – przy oknie w słoneczny dzień. Moje pierwsze komercyjne zdjęcie powstało właśnie w ten sposób.
Wykorzystałem do niego słoneczny dzień, duże okno w pokoju, stół, kawałek kalki technicznej i styropiany. Stół postawiłem możliwie blisko okna, niebo stanowiło tło zdjęcia. Słońce znajdujące się na godzinie drugiej dawało po rozproszeniu kalką światło kontrujące, a po odbiciu od styropianów ustawionych po przeciwnej stronie – światło wypełniające. Zdjęcie to jakieś piętnaście lat temu zdobiło kalendarz trójdzielny jednej z toruńskich firm. Ale jak uzyskać klimat słonecznego dnia w kontrolowanych warunkach w studiu?
Potrzeba matką wynalazku
Choć jedna lub dwie lampy to często wystarczająca liczba świateł, jednak nie wystarczy ich po prostu skierować na fotografowany obiekt. Jak wspominałem we wcześniejszych artykułach, często używam dyfuzorów, np. firmy Rosco, ale można do tego użyć też kalki technicznej, matowego pleksiglasu lub rozpiętego na ramce cienkiego białego materiału. Każdy z tych dyfuzorów oczywiście zachowa się trochę inaczej ale rozproszenie możemy kontrolować jeszcze odległością lampy od zastosowanego materiału. Przy omawianym zdjęciu Gorącego Kubka użyłem jeszcze styropianów i lusterka. Druga lampa doświetlała jedynie kubek.
Aby zupa była dobrze wyeksponowana, aparat znajdował się pod kątem ponad 45 stopni do powierzchni płynu. Lampę, świecącą niemalże z przeciwnej strony, ustawiłem pod znacznie ostrzejszym kątem, aby nie odbijała się bezpośrednio w powierzchni płynu, tak jednak, by dawała niewielkie bliki w krzywiznach menisków tworzących się na stykach cieczy ze ściankami kubka i wokół wszystkich elementów wystających ponad powierzchnię.
Nie bez znaczenia w tym przypadku było zastosowanie filtra polaryzacyjnego, to dzięki niemu mogłem wyeliminować odbicia z płaskiej powierzchni płynu. Cała reszta, czyli styropiany i lusterko, miała za zadanie jedynie wyrównanie kontrastów zdjęcia. Koniecznie pamiętajmy o wypoziomowaniu podstawki pod kubek, bo grawitacji nie oszukamy, na to nie wynalazłem żadnej sztuczki. Jeżeli tego nie zrobimy, ciecz nie będzie równoległa do rantów naczynia i czeka nas dodatkowa praca przy komputerze.
Kubek już przygotowany, na planie zdjęcia przygotowane dla niego miejsce. Co dalej?
Czas serwować danie
Przygotowanie stałej zawartości zupy nie jest specjalnie skomplikowane. Należy stosować się jedynie do kilku zasad. Po pierwsze, wszystkie produkty gotujemy krócej, niż do prawdziwej zupy. Chodzi o to, by częściowo zachowały swoją twardość i nadawały się do pocięcia, a potem do nabicia na szpilki. Po drugie, możemy je lekko podbarwić podczas gotowania, np. marchewkę gotujemy z dodatkiem czerwonego barwnika, a makaron z dodatkiem żółtego. I wreszcie po trzecie, grzanki impregnujemy lakierem, aby nie nasiąkały zbyt szybko płynem. Można do tego wykorzystać np. werniks, który normalnie służy do impregnacji obrazów, ale nie zaszkodzi poeksperymentować też z innymi bezbarwnymi lakierami.
Nie pozostało już nic innego jak ponabijać zawartość zupy na szpilki i zacząć zdjęcia. Pamiętajmy jeszcze, że grzanki i zieloną zawartość zupy, czyli np. natkę, pozostawiamy na koniec i dodajemy dopiero chwilę przed naświetlaniem. Zwykle podczas sesji proszę o przygotowanie dodatkowego kubka i na nim ustawiam światło, a przed ostatecznym naświetlaniem podmieniam na właściwy.
To już chyba wszystko, co mogę zdradzić, choć nie wszystko, co wiem w tym temacie. Powodzenia w zdjęciach i zapraszam na drugą część artykułu.
Zobacz podobne poradniki
Fotografia reklamowa. Jak wzbudzić wilczy apetyt, czyli fotografowanie żywności. Część 2
Jak fotografować płyny w ruchu, część 1
Fotografia reklamowa. Woda w obiektywie, czyli jak fotografować płyny w ruchu. Część 2
Fotografia reklamowa. Jak oswoić człowieka, czyli organizacja sesji z modelem.
Komentarze
Hmmm. Cóż jak to mówią nie wszystko złoto co się świeci. Jedno trzeba oddać takim fotografiom i stylistom.
Jedzenie wygląda na tych fotografiach smakowicie nawet jak naprawdę paskudne i niezdrowe.
Natomiast artykuł jak najbardziej ciekawy i dobrze napisany. Czyta się znakomicie a dodatkowo człowiek inaczej patrzy na takie fotki.
Mam w swoich zbiorach taki folder "Wszystko co możesz zjeść" :) ale te zupy wyglądają bardziej apetycznie
http://www.flickr.com/photos/didmyself/sets/72157623041714564/
[zdjęcie 1][zdjęcie 2][zdjęcie 3]
Mając blog kulinarny już z doświadczenia wiem że nie jest łatwo sfotografować zupę. Najsmaczniesze kawałki opadają na dno (zupy lub jogurtu) a na wierzchu nie pozostaje prawie nic oprócz płynu. Znalazłam na to sposób ustawiając na dno talerza lub miski niewielką miseczkę która podtrzymuje przed opadnięciem na samo dno talerza to co najlepszego w zupie, następnie wypełniam wokół płynem.
Artykuł mimo wszystko ( tzn szpilek) jest ciekawy i pomocny .
Kto próbował sił w fotografii kulinarnej wie że często na drodze do dobrego ujęcia staje wiele przeszkód. Wiele pracy trzeba włożyć w to by zdjęcie było apetyczne. Do tego dochodzi walka z czasem, ponieważ niestety każda potrawa z minuty na minutę traci na atrakcyjności wizualnej.