Vincent Descotils
Jego twórczość jest być może kwestią wiary albo zabawy w chowanego. Zanurzamy się w niej jak ślepcy poszukujący nowych form i tekstur.
Vincent Descotils manipuluje, gwałtownie ugniata i pieści swoje na poły oniryczne obrazy. Jego tekstury są jak skóra, czasem szorstka, czasem miękka. Tematyka jego zdjęć jest niespokojna, tak samo jak ich obróbka – tworzenie wizji, które są nieuchwytne, medytacyjne i nostalgiczne, ale zawsze poetyckie i tajemnicze.
„Bycie fotografem to sposób, w jaki dzielę się swoją wizją świata, a ostatecznie również by wiedzieć, co widzę”.
Pracujesz cyfrowo, ale efekty wyglądają jak fotografia analogowa. W czym tkwi sekret?
Zaadaptowałem do obróbki cyfrowej i jej potencjału (warstwy w Photoshopie) to, co kiedyś robiłem na powiększalniku z różnymi filtrami (jak bibuła, papier pergaminowy, pognieciony papier, poplamiony papier…). Od tamtej pory zbieram takie materiały lub wykonuję je samodzielnie, skanuję, a zestawiając je ze sobą, maksymalnie wykorzystując możliwości łączenia wielu warstw, nadaję obrazowi „plastyczną” grubość. To, co mogłem uzyskać czasem wskutek przypadku za pomocą powiększalnika, często udane, ale trudne do odtworzenia, stało się o wiele prostsze w kontrolowaniu dzięki narzędziom do przetwarzania obrazu.
Czy zgodzisz się, że w twoich obrazach widać wpływ malarstwa? Jeśli tak, to skąd on pochodzi?
Moje inspiracje są różnorodne, pochodzą nie tylko ze sztuk wizualnych… Lubię dobrze wydrukowane i dobrze skonstruowane książki fotograficzne (kiedy pracuję dla firm eventowych lub muzyków, nierzadko rozszerzam swoją pracę fotograficzną o tworzenie grafiki do różnych publikacji), ale wywodzę się z rysunku, a mój styl był bardzo „mroczny” już wówczas, kiedy ilustrowałem publikacje dla dzieci (rysowałem między innymi do thrillerów dla najmłodszych odbiorców, więc trudno wyobrazić sobie mroczniejszy gatunek literacki!).
Masz jakieś ulubione techniki?
Uwielbiam głębię dobrej papierowej odbitki: głębokie, matowe czernie, które mogą zapewnić dzisiejsze odbitki cyfrowe, napełniają mnie poczuciem spełnienia. Dziś mam też do wyboru wiele wysokiej jakości powierzchni, które spełniają moje oczekiwania.
Chociaż większość pracy wykonuję przed ekranem komputera, to jednak później swoje obrazy prezentuję na papierze, więc trudno mi sobie wyobrazić, by ktoś miał je oglądać tylko na ekranie, na przykład w mediach społecznościowych.
Ostateczna edycja jest dla mnie naprawdę istotnym elementem, kulminacją mojej pracy. Moje obrazy są drukowane w kilku wyspecjalizowanych laboratoriach, w których mogę omówić to, czego chcę, i zweryfikować wybory dokonane w postprodukcji. Niektóre z moich obrazów drukuję przy użyciu atramentów węglowych, które są idealne do subtelnych zmian w głębokiej czerni, dając mi wynik bardzo zbliżony do wklęsłodruku (który jest nadal najlepszy, ale trochę za drogi!).
Strony internetowe:
Powiązane tematy
Karolina Jonderko

Svetlana Tarasova (Swietłana Tarasowa)

Kasia Derwinska
