Svetlana Tarasova (Swietłana Tarasowa)
Zaczęłam fotografować w 2005 lub 2006 roku. Studiowałam na kierunku niezwiązanym ze sztuką, wciąż poszukiwałam, ale nie odnajdywałam sensu. Potem zajęłam się krajoznawstwem. Zdobywanie wiedzy historycznej, wycieczki do starych, zrujnowanych majątków pomogły zanurzyć się w innej atmosferze i pozwoliły oderwać się od rzeczywistości. W starym parku, należącym niegdyś do księżnej Golicyny (pierwowzoru hrabiny z Damy pikowej Puszkina), zobaczyłam dużą wronę i zdałam sobie sprawę, że to duch gospodyni posiadłości, która mieszkała tu kilka wieków temu. To był ekscytujący moment, który chciałam jakoś zachować, przekazać obraz, który wywołuje emocje, poczucie mistycyzmu. Prawdopodobnie od tego właśnie momentu wszystko się zaczęło, bo fotografia to dla mnie w głównej mierze przekaz obrazu, naładowany duchowo i energetycznie.
W poszukiwaniu Białowodzia
Mądrzy ludzie mówią, że raj jest w nas, ale najłatwiej znaleźć go tam, gdzie panuje cisza, a światła wielkiego miasta nie przeszkadzają w ujrzeniu blasku księżyca i Drogi Mlecznej. Wyjechać do Ałtaju, by podążać śladami zbiegłych chłopów i staroobrzędowców, ścieżką Roericha, w czystości wszechświata szukać harmonii zagubionej w zgiełku wielkiego miasta. Białowodzie (ros. Беловодье) to mityczna kraina wolności, szczęścia i sprawiedliwości z rosyjskich legend ludowych. Ściśle spleciona z wyobrażeniami miasta Kitież, Szambali i starożytnego słowiańskiego raju Irii, popularna w XIX wieku legenda o Białowodziu była tematem obrazów Roericha z jego cyklu Ałtaj. Tej zimy chciałam odwiedzić miejsca, przez które wiodła trasa jego wyprawy z 1926 roku, poczuć to, co czuł artysta, i poszukać własnego Białowodzia pośród zaśnieżonej, bezkresnej, odległej Doliny Ujmońskiej.
Cykl W poszukiwaniu Białowodzia to właśnie wynik tej mojej wyprawy. Czasem wydaje mi się, że miasto czyni w człowieku spustoszenia: zanika wewnętrzny spokój, tracimy zmysły i chęć do życia. W takich przypadkach zawsze szukam ratunku w naturze, która oczyszcza, daje siłę. Ałtaj to święte miejsce, schronienie dla duszy; pojechałam tam szukać obrazów, które przyniosą pocieszenie. Stan zanurzenia podczas fotografowania przypomina modlitwę – jakbyś przestał czuć się oddzielony, odcięty od boskiej miłości. Wręcz przeciwnie, następuje połączenie, jedność ze światem, który przestaje ci się wydawać wrogi. Wtedy następuje przemiana. W akceptacji i wdzięczności powracają miłość i spełnienie.
Prace z tego cyklu powstały w miejscach, gdzie w XVIII i XIX wieku wypędzeni staroobrzędowcy szukali swojego Białowodzia – ziemi obiecanej. Ta historia jest kontynuacją mojego cyklu Bajki – wielkiego tematu, nad którym chcę dalej pracować. Interesują mnie legendy i mity związane z różnymi miejscami i ludami. Bajki zawsze pomagały człowiekowi doświadczać rzeczywistości i złapać oddech w trudnych chwilach. Przekazują i utrwalają duchowy obraz narodów, powrót do źródeł i tradycyjnych wartości. Lubię nawiązywać do bajek, poszukiwać ich w miejscach, do których przyjeżdżam, i utrwalać te historie je w postaci obrazów.
Strony internetowe:
Powiązane tematy
Mirosława Szewczyk
31.10.2020
Mirosława Szewczyk
Urzekła nas lekkość i bezpretensjonalność tych prac. Teoretycznie można by się przyczepić do tego, że to bardziej przygotowane w komputerze grafiki niż zdjęcia. Jednak to fotografia jest tu przecież podstawowym budulcem obrazu. Proste kompozycje skupiające się na kreowaniu nastroju i bardziej sugerowaniu niż pokazywaniu (czyli niejako wbrew pierwotnej naturze fotografii), połączone z wyrazistym stylem, zachęciły nas do nagrodzenia autorki.