Maria Plotnikova
Maria Plotnikova urodziła się i wychowała w Moskwie. Kilka lat mieszkała w Ameryce Południowej (w Buenos Aires i São Paulo). Do roku 2010 pracowała jako fotoreporterka i fotografka sportowa dla mediów państwowych, obecnie zaś jest freelancerką i współpracuje z najważniejszymi mediami i organizacjami sportowymi w Rosji. Dokumentowała takie wydarzenia sportowe jak Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Soczi, Puchar Świata w Brazylii czy Letnie Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro. W latach 2012–2015 była członkinią Vivo, jednego z najpopularniejszych kolektywów fotografów ulicznych.
Fotografką sportową i newsową jestem od roku 2006. Podczas jednej z pierwszych zagranicznych podróży – na Kubę, w 2008 – odkryłam gatunek zwany fotografią uliczną. Później długo podróżowałam po Ameryce Południowej i wtedy zapałałam prawdziwą pasją do street photo. Miałam w tym czasie wiele swobody, potrafiłam całymi dniami spacerować po miastach, które odwiedziłam.
Kocham fotografię czarno-białą, choć przecież widzę wyłącznie w kolorze. Jeśli wśród moich prac da się znaleźć jakieś czarno-białe zdjęcia (w internecie z pewnością ich nie ma), to tylko dlatego, że są one rozpaczliwą próbą uratowania kadru, w którym nie udały się kolory. Na szczęście zawsze staram się takich sytuacji unikać. Rosyjscy teoretycy zwracają uwagę, że fotografia radziecka i rosyjska jest przeważnie czarno-biała. Wynika to zarówno z klimatu (przez siedem miesięcy w roku panują warunki zimowe, jest mało kolorów i bardzo niewiele słońca), jak i ogólnie z tutejszej tradycji fotograficznej. Kiedy wraz z mężem przenieśliśmy się do Ameryki Południowej, myśleliśmy, że oszalejemy od różnorodności kolorów. Dwaj moi ulubieni fotografowie – Alex Webb i Gueorgui Pinkhassov – fotografują w kolorze, a ja instynktownie zaczęłam ich naśladować, gdy próbowałam znaleźć swój własny styl w fotografii ulicznej. Stopniowo przyzwyczaiłam się do zauważania współpracy kolorów na ulicy. Zawsze chcę, żeby kolor stanowił istotny element kadru, taki, bez którego przepadłby sens zdjęcia. To trudne i ciekawe.
Ilekroć uda mi się znaleźć jakiś znak czasów, charakterystyczną cechę współczesnej architektury, urządzenia miasta, jakieś ubranie, niepowtarzalny gest – wówczas obraz staje się bardziej wartościowy. Mimo to uważam, że od czystej informacji ważniejszy jest w fotografii komponent wizualny. Informacja ma oczywiście swoją ważną rolę do odegrania, jednak nie chciałabym, żeby zdominowała moje zdjęcia uliczne. Zależy mi, by widz, oglądając obraz, czuł właśnie przyjemność wizualną.
Studiowałam filologię, co miało – a zwłaszcza literatura rosyjska i język rosyjski – znaczny wpływ na moje postrzeganie słów. Wychowałam się, przesiąknięta rosyjskim realizmem oraz humanistycznym duchem, który legł u podstaw rosyjskiej i europejskiej literatury. Przeczytałam tysiące stron beletrystyki, a po studiach moja głowa składała się chyba w całości z cytatów z powieści i z wierszy. Mam świadomość, że rosyjska kultura opiera się na słowie. Było ono w Rosji zawsze potężniejsze niż obraz i Rosjanie wierzą bardziej językowi werbalnemu niż wizualnemu. Z tej zresztą przyczyny u wielu rosyjskich fotografów dostrzeżecie nadmiar informacji i narracji. Rosyjski odbiorca zaś często nie ogląda obrazów, tylko je „czyta”, starając się przetłumaczyć warstwę wizualną na słowa.
Fotografia uliczna to dla mnie przede wszystkim wolność. Zgoda, trzeba przestrzegać paru prostych zasad – fotografujemy w przestrzeni publicznej, obrazy mają nie być pozowane itd. – ale i tak każdy może podążyć własną ścieżką. Nie masz nigdy pojęcia, co uda ci się ustrzelić, więc co rano możesz żywić nadzieję, że akurat tego dnia powstanie arcydzieło. Fotografujesz tylko dla siebie. W moim odczuciu fotografia uliczna to jak poezja na tle całej literatury albo jazz na tle muzyki. Upajam się tą wolnością. A ostatecznie i tak kluczem do street photo jest właściwy moment.
Przepełnia mnie wiara, że fotografia uliczna jest darem od wszechświata. Dla mnie te obrazy stanowią bezpośredni dowód na istnienie w świecie harmonii. Ta przypadkowa chwila, kiedy znajdziesz się we właściwym miejscu o właściwym czasie i wciśniesz spust migawki, by złapać coś zaskakującego i nietrwałego – to jedna z największych danych mi przyjemności. Uważam, że street photo to suma szczęścia, harmonii i intuicji fotografa.
Powiązane tematy
Karol Makurat

Michael Kowalczyk

Paweł Kosicki
