Lee Pullen
Fotografią zainteresowałem się na uniwersytecie (studiowałem astronomię). Zafascynowało mnie to, że światło pod postacią fotonów podróżuje nieraz przez miliony, a nawet miliardy lat, by w końcu zostać uwiecznione w naszych aparatach i przybrać postać zdjęć, które oglądamy. Tak podjąłem decyzję o kupieniu pierwszego aparatu – kompaktu, bo przecież byłem biednym studentem! – ale z pełną manualną kontrolą nad ustawieniami.
Potem, jako dziennikarz, pisałem sprawozdania z konferencji naukowych. Zdałem sobie sprawę, że moje teksty można urozmaicić zdjęciami z wywiadów z uczonymi. W ten sposób udoskonaliłem warsztat fotoreporterski, który wciąż jest moim ulubionym.
Inspirowali mnie wtedy głównie dwaj fotografowie. David Hobby wrzucał dużo materiałów, jak przy użyciu przenośnych lamp błyskowych uzyskiwać ciekawe efekty w portretach. Martin Parr, który z satyrycznym zmysłem portretuje życie w Anglii, zwłaszcza na wybrzeżu (również w mojej rodzinnej miejscowości), pokazał mi, co można osiągnąć dzięki oku wyczulonemu na detal.
Odtąd moja lista tematów znacznie się wydłużyła, głównie w związku z charakterem mojej pracy jako fotograf freelancer – opłaca się być wszechstronnym, by sprostać oczekiwaniom rozmaitych klientów. Do dziś lubię eksperymentować z fotografią techniczną i naukową, ostatnio zainteresowałem się ultramakrofotografią. Uważam, że każdy fotograf powinien być wszechstronny, otwarty na nowe możliwości i stale się rozwijać. Mnie pomaga w tym fakt, że mieszkam w dynamicznym i zróżnicowanym mieście, jakim jest Bristol.
A astrofotografia? To, od czego zacząłem, wciąż mnie pociąga. W każdą gwiaździstą noc rozstawiam w ogrodzie teleskop i powiększam kolekcję.