Grzegorz Szczerbaciuk
Nie dziwimy się, że Wacław Wantuch zadzwonił do Grzegorza i poprosił go o jego autorski album. Te akty także na nas zrobiły wielkie wrażenie. Samo to, co człowiek potrafi wyczyniać ze swoim ciałem, jest ciekawe, ale jeszcze ciekawsze, co z takim człowiekiem umie zrobić fotograf w studio. Gratulujemy Grzegorzowi portfolia, nalegamy na dalszą pracę, koniecznie proszę nas informować o nowych działaniach.
Fotografię odkryłem w 1996 roku i to była miłość od pierwszego wejrzenia. Była jak idealny plaster na mój brak warsztatu plastycznego i stłamszone tym ambicje twórczości nieokiełznanej. Sztuka wizualna była moją pasją już od dobrych kilku lat, duszę miałem smolistą, więc ciemnia naturalnie pochłonęła mnie bez reszty. Było magicznie. Wkrótce zacząłem pracować na labie w miejscowym Kodaku, niedługo później zacząłem się edukować, co w różnych szkołach trwało kilka lat. W międzyczasie walczyłem z życiem, szukając utopijnego balansu między ciągłym balem a sukcesem. Przez niemal sześć lat miałem własne studio (foto)graficzne, dobrze mi się wiodło, otworzyłem się kreatywnie, tworzyłem rzeczy, które mało kto wtedy próbował robić, dobrze zarabiałem. Niestety ludzie wciąż dostarczali mi rozczarowań, ja też nie byłem im dłużny, zrozumiałem poza tym, że Sztuka nie zbawi świata, fotografia go nie ulepszy i tak naprawdę kompletnie nieważne, co mam do powiedzenia – ważne, czy umiem to sprzedać. A sprzedawać nie umiem, nie siebie. Przestałem nadążać za językiem obrazowania, zwłaszcza że stał się on bardzo hałaśliwy, miałki i pusty pod przykrywką lukrowanej, cyfrowej wirtuozerii. Nie znalazłem również upragnionego balansu w życiu, a ciągły bieg po krawędzi mnie zmęczył; poślizgnąłem się, i to bardzo. Trzeba było zająć się sobą, twórczość ograniczyłem do wytwórczości pod cudzym szyldem, w sztuce wycofałem się na pozycję obserwatora. Po takich pięciu latach porzuciłem zawód i zająłem się pracą fizyczną. Nie rzuciłem fotografii, po prostu zmęczeni, rozstaliśmy się. Wiem, gdzie popełniłem błędy, i rozumiem, jak mógłbym to zmienić, dlatego wciąż mam nadzieję, że jeszcze będziemy razem.
Wszystkie prezentowane fotografie pochodzą z lat 2004–2006, stanowią część większego zbioru.
Metryczka fotografa:
Mój rocznik: 1976
Ksywka: Szczerbaty (w sieci: Vidi)
Specjalizacje życiowe: tracenie czasu, unikanie, zaprzepaszczanie, ale także udane finisze i robienie wrażenia
Najważniejsza nagroda: moja żona, a fotograficznie to Wacław Wantuch (przy okazji jurorowania w jakimś konkursie jakiegoś portalu, odnalazł mój numer telefonu, ale do pracy, zadzwonił do mnie na biurko i powiedział mi, że świetne mam te akty i on niczego takiego wcześniej nie widział, i chciałby mieć album z moimi pracami, to było bardzo przyjemne). Z racji moich specjalizacji życiowych nie za bardzo brałem udział w konkursach...
Najważniejsza wystawa: każda
Najważniejsza publikacja: W 2005 lub 2006 festiwal filmów grozy z LA w USA ukradł moją pracę z portalu deviantart i zrobił na niej całą identyfikację imprezy.
Fotografia jest: przereklamowana
Mój pierwszy aparat: Zenit E
Mój obecny aparat: Nikon D300, Holga, Sinar F1
W fotografii omijam: populizm.
W fotografii szukam: czystej formy, emocji, szczerości.
Ulubione słowo: tak jakby
Ulubione zajęcie: kontemplacja
Praca, której nigdy nie chciałbyś wykonywać: Jestem zdolny do wszystkiego.
Proces tworzenia czy rezultat?: proces
Poczucie humoru czy powaga?: humor
Zniechęca mnie: ludzkość.
Nakręca mnie: natura.
W świecie szukam: azylu.
Co doradziłbyś początkującym fotografom: Historia, rzemiosło i szczerość – to podstawy, bez których będziesz tylko migawką.