Mikołów, 5 kwietnia 2020. Zdzisław z żoną Ewą, córką Oliwią, synem Kubusiem i kotką Popierdółką, która choć jest odporna na wirus, choruje na białaczkę. Zdzisław przed pandemią jeździł taksówką na lotnisku, do domu wracał tylko na weekendy. Odkąd wstrzymano loty międzynarodowe, nie ma klientów, więc siedzi w domu i korzysta z tarczy antykryzysowej. Oliwia studiuje energetykę. Ma zajęcia online, twierdzi, że to porażka. Kubuś pisze pracę inżynierską, lecz swoją karierę zawodową pragnie związać z KFC, w którym serwuje kurczaki, chwilowo tylko przez okienko. Ewa piecze pyszny chleb. Cieszy się, że rodzina wreszcie jest razem.
Katowice, 5 kwietnia 2020. Monika z mężem Przemkiem oraz synami Kubą i Mateuszem. Monika prowadzi kwiaciarnię. Musiała ją zamknąć w okresie największych obostrzeń związanych z wybuchem pandemii. Przemek ma sklep rowerowy oraz warsztat ślusarski. Jest pasjonatem nurkowania i fotografii podwodnej.
„Nasi synowie byli wcześniej bardzo aktywni sportowo – mówi Monika – teraz zalegli w domu przed komputerem”.
Będzin, 11 kwietnia 2020. Aleksandra z bratem Piotrem.
Ola pracuje w wodociągach w Będzinie. Ma dwóch trzyletnich synów o sporym potencjale niszczycielskim, z trudem nad nimi panuje. Kiedy zamknięto przedszkola, musiała zostać w domu z dziećmi i mężem. „Po pandemii – oznajmia – mieszkanie idzie do remontu”.
Piotr pracował w Norwegii. Do Polski wrócił z dwoma kolegami, każdy z innego województwa. Cała trójka musiała odbyć 14-dniową kwarantannę, więc ustalili, że spędzą ją razem. Najlepiej w Będzinie, w domu Oli, w wolnym mieszkaniu na parterze. „Policja nas pilnowała, patrol przyjeżdżał codziennie – mówi Piotr – dopiero wieczorem mogliśmy otworzyć drzwi i wychylić głowy na ulicę. Zakupy robiła nam moja rodzina. Połowa budżetu szła na alkohol. Atrakcją było gotowanie obiadów, poza tym cały czas graliśmy w karty. Raz postanowiliśmy się poruszać i zrobiliśmy sobie dzień pompek, wystarczyło na dwa tygodnie”.
Warszawa, 26 kwietnia 2020. Magda z mężem Arkiem, synem Leonem, starszą córką Gabrysią i młodszymi bliźniaczkami Natalią (z prawej) i Emilią (z lewej). Arek jest doradcą technicznym a Magda psychologiem, zajmuje się HR (zasobami ludzkimi).
„My nie epatowaliśmy dzieci specjalnie koronawirusem, żeby ich nie straszyć – mówi Magda. – Czas lockdownu pokazał, że poza umiejętnością planowania ważnych i pilnych spraw istotna jest także umiejętność przyjmowania tego, co jest. A także tego, że ni stąd, ni zowąd nie ma nic. Oraz że wypatrywanie jasności i świetlistości w każdym momencie tygodnia, dnia, godziny potrafi dać szczęście, które niesie nas przez momenty trudne i pełne zwątpienia”.
Warszawa, 27 kwietnia 2020. Kamil, właściciel agencji kreatywnej, z narzeczoną Lidką i suczką Halinką. Oboje zostali skierowani na 14-dniową kwarantannę po powrocie z wakacji w Azji. Mieli ochotę zostać w Tajlandii, ale tęsknili za Halinką. „Drugiego dnia po powrocie zadzwonił MOPS, czy niczego nam nie trzeba – wspomina Kamil – ale my mamy przekochanych sąsiadów: mało, że wyprowadzali psa trzy razy dziennie, to jeszcze podrzucali ptysie na wycieraczkę i różne inne ekstrasy. Obiady przychodziły z baru Justynka, a jak mieliśmy taki kejs, że nam się o północy ptasiego mleczka zachciało, to była aplikacja Glovo. Poza tym pracowaliśmy zdalnie, bo ja jestem egzotycznym prezesem, a Lidka trenerką zmian. Na kwarantannie było jak w pięciogwiazdkowym hotelu”.
Katowice, 29 kwietnia 2020. Pani Barbara z mężem Tadeuszem.
W latach 60. pani Barbara pracowała jako urbanista w znanej pracowni architektonicznej Buszko-Franta. W latach 80. zakładała „Solidarność” na Śląsku, a już w wolnej Polsce prowadziła program w telewizji Katowice, z której została usunięta za poglądy prawicowe. Później prowadziła stowarzyszenie twórców wraz z dobrze prosperującą galerią sztuki. Angażowała się społecznie. Kiedy się wycofała, jej grono znajomych zaczęło gwałtownie topnieć. Pan Tadeusz jest architektem i erudytą. Pasjonatem swojego zawodu. Zawsze stronił od ludzi, uciekał do książek. Przed kilku laty zaczął nagle tracić wzrok.
Czeladź, 2 maja 2020. Agnieszka z córką Alicją i suczką Wandą.
Agnieszka pracuje dla Mieszka. Alicja jest tegoroczną maturzystką.
Agnieszka: „Oglądnęłam wszystko, co było do oglądnięcia, przeczytałam wszystko, co było do przeczytania”.
Alicja: „Zjadłam wszystko, co było do zjedzenia”.
Katowice, 5 maja 2020. Dom Świętego Józefa zamieszkują samotne osoby niepełnosprawne, podopieczni stowarzyszenia SPES. Nazywają siebie Rodziną Świętego Józefa. W skład Rodziny wchodzą: Jacek, Ela (w środku), Olek, Marcin wraz ze swoją mamą Bronisławą, a także dwoje opiekunów, Monika i Mateusz. Monika mieszka w domu od dziesięciu lat. Na co dzień pracuje w biurze stowarzyszenia SPES. Mateusz jest członkiem Rodziny od trzech lat. Przed wybuchem pandemii pracował w restauracji McDonald’s. Zarówno dla Moniki, jak i dla Mateusza opieka nad członkami Rodziny nie stanowi pracy zarobkowej.
Osoby niepełnosprawne mają obniżoną odporność, dlatego opiekunowie zrezygnowali z chodzenia do pracy od 12 marca, a od 30 marca, wprowadzili bezwzględną izolację. Nikt nie wchodzi do Domu ani go nie opuszcza. Tymczasem w Domu praca wre. W ramach warsztatów terapii zajęciowej mieszkańcy produkują ekologiczną podpałkę.
Warszawa, 10 maja 2020. Łucja z synem Jeremim.
Łucja jest lekarzem internistą, drugą specjalizację robi z psychiatrii. Pracuje w szpitalu w Tworkach.
Samotnie wychowuje syna, więc gdy zamknięto przedszkole, zawiesiła pracę, lecz nie aktywność. Organizowała zdalnie maseczki dla szpitala. Jej syn Jeremi uczęszczał do leśnego przedszkola w „modelu szwedzkim”: dzieci spędzają czas w naturze, chodzą po drzewach i brodzą w błocie. „Pierwsze trzy dni razem w domu były całkiem spokojne – mówi Łucja – lecz wkrótce Jeremi zaczął tęsknić do lasu. W drodze po zakupy właził na wszystkie drzewa i krzaki w centrum miasta, ku dezaprobacie przechodniów”.
Łucja nie ma leków egzystencjalnych, lecz boi się o mamę i swoich starszych pacjentów. „Zaszła gigantyczna zmiana wraz z tą pandemią i jeśli ktoś uważa, że to już koniec i można zapomnieć, to ulega iluzji”.
Katowice, 16 maja 2020. Adam Henkelman z żoną Barbarą i córkami Nataszą i Amelią.
Adam jest górnikiem dołowym kopalni Murcki Staszic oraz działaczem związkowym. „Koronę złapałem prawdopodobnie od przodowego – tłumaczy – którego z kolei poczęstował kombajnista. Straciłem węch i smak, miałem 38,5 stopnia gorączki. Po pięciu dniach przeszło. Akurat wtedy przyszedł pozytywny wynik testu”. „Oficjalnie”, jak twierdzi Adam, spędził 26 dni w izolacji. Sam zajął pokój z telewizorem, a żona z córkami i suczką Dizzy resztę 72-metrowego mieszkania. Co prawda dzielili łazienkę, ale żona dezynfekowała klamki. „Korona to zwykła grypa, a Sanepid banda nieudaczników – twierdzi Adam. – Chodzi o to, żeby zamknąć Śląsk, kopalnie i złamać górnika”.
Cieszyn, 20 maja 2020. Adam Słomka z babcią Basią.
Adam był posłem na sejm pierwszych trzech kadencji oraz działaczem KPN. Dziś prowadzi Stowarzyszenie Weteranów Walki o Niepodległość Niezłomni, znane z licznych działań mających na celu oczyszczenie zarówno sądownictwa, jak i polskiej sceny politycznej ze zbrodniarzy komunistycznych. W czasie pandemii koronawirusa Adam przeniósł się z Katowic do Cieszyna do swojej babci Basi.
„Mniej więcej od roku Basia wymaga regularnej opieki – mówi Adam. – Jedna opiekunka złamała nogę, a druga zrezygnowała, więc wróciłem na swój rodzinny balkon. Dla babci cała ta sytuacja, chodzenie w tych maseczkach, jest dość śmieszna, bo to pokolenie ma znacznie gorsze doświadczenia. Basię w czasie wojny wywieziono na roboty przymusowe. Pracowała pod Wiedniem w fabryce amunicji, która była regularnie bombardowana. Tam straciła męża […]. Z drugiej strony, zauważyłem, że strasznie się bała tych liczb zgonów wyświetlanych w telewizji, no bo jak wcześniej widziało się trzy klepsydry w mieście, a tu nagle podają, że dziennie trzysta osób umiera, choć przecież normalnie umiera znacznie więcej, to takie informacje wywołują straszną psychozę. Ale pandemia ma też swoje dobre strony. Widzę, że starsi ludzie są zadowoleni, bo w końcu rodziny zaczęły się nimi zajmować”.
Bojszowy Nowe, 22 maja 2020. Ksiądz Andrzej, jak wielu innych księży w czasie pandemii koronawirusa, odprawiał msze w kościele bez udziału wiernych. Wkrótce jednak parafianie zaopatrzyli kościół w potrzebny sprzęt i nakłonili go, aby liturgie transmitować w internecie. „Mówiąc do pustego kościoła, z kamerą ustawioną przed ołtarzem – tłumaczy ksiądz Andrzej – nawet mając tę świadomość, że ktoś gdzieś to ogląda, i tak dziwnie się czułem, bo każdy komunikat wymaga reakcji zwrotnej”.
Ksiądz Andrzej jest wykładowcą homiletyki, konsultantem z ramienia Kościoła programu donacyjnego na Śląskim Uniwersytecie Medycznym i pasjonatem medycyny. W wolnych chwilach zbiera miniaturki zabytkowych samochodów, wyłącznie modele karawanów. „Mnie nie przeraża strona medyczna koronawirusa – mówi – ja się znacznie bardziej obawiam następstw pandemii w ludzkiej psychice”.
Opole, 31 maja 2020. Bogdan z żoną Kasią i córkami Mają i Dominiką.
Zgorzelec, 2 czerwca 2020. Matylda urodziła się we wsi niedaleko Grünberg (dzisiaj Zielona Góra) na terenie Niemiec. Miała szesnaście lat i pracę w sklepie z winem i kwiatami, kiedy wybuchła wojna. Później była tułaczka i uciekanie przed frontem z jednej, i głodem z drugiej strony. Tuż po wojnie zamieszkała z mężem w Zgorzelcu, po polskiej stronie granicy, w domu, w którym mieszka do dzisiaj.
Matylda od trzydziestu lat jest samotna. Z trudem rozpoznaje swoją rodzinę, która sporadycznie do niej zagląda. Niezmiennie bawi ją obserwowanie ulicy z krzesła stawianego w progu domu. Ostatnio dostrzegła coś dziwnego: „Co to za nowa moda, że ci ludzie mają gęby zakneblowane?”
Jerzmanki koło Zgorzelca, 6 czerwca 2020. Pan Wiesiek, murarz: „My stawiamy te nowe wille, o tu, niedaleko, przy drodze. Pracujemy we czterech. Ja robię wszystko jak leci: murarkę, gładzie, karton-gipsy. Pieniądze małe, 500 złotych tygodniowo na rękę. Szef później te domy sprzedaje klientom. W tym najgorszym okresie pandemii szef wziął tydzień urlopu, ale nam dał wytyczne i myśmy pracowali dalej normalnie”.
Strony internetowe: