Annemarie Hope-Cross
Mieszkam w małym mieście w nowozelandzkim regionie Central Otago. To przepiękna okolica i żyje tu wielu artystów.
Wychowałam się w Auckland, największym mieście naszego kraju. Gdy miałam jakieś trzynaście lat, tata, z wykształcenia inżynier fotograficzny, urządził u nas w domu małą ciemnię. Nauczyłam się wywoływać negatywy i robić odbitki. Dowiedziałam się też, czym jest solaryzacja i zaczęłam tworzyć abstrakcyjne obrazy, usuwając szarości. Na dwudzieste pierwsze urodziny dostałam od rodziców najwspanialszy prezent: powiększalnik.
Po uzyskaniu dyplomu sztuk fotograficznych przez całe lata niezbyt dużo fotografowałam. Po śmierci ojca przeniosłam się do Central Otago i chciałam wrócić do fotografowania, ale brakowało mi inspiracji. Mimo tak pięknego otoczenia nie byłam zainteresowana fotografią krajobrazu.
Któregoś razu natknęłam się na opisy pierwszych negatywów stworzonych przez Williama Henry’ego Foxa Talbota. Zagłębiłam się w temat i stwierdziłam, że w rodzinnym domu tego fotografa, w Anglii, organizowane są warsztaty. W 2011 roku wzięłam w nich udział i pogłębiłam swoją wiedzę, między innymi na temat takich technik jak mokry i suchy kolodion czy „rysowanie fotogeniczne”. To był przełomowy moment – odtąd wiedziałam już, że chcę się poświęcić właśnie takiej fotografii.
W roku 2013 po raz kolejny wzięłam udział w warsztatach w tym miejscu. Stworzyłam serię „fotogenicznych rysunków” – drugą na świecie pod względem wielkości (ustępuję tylko Foxowi Talbotowi).
Posługuję się repliką aparatu „mousetrap” Foxa Talbota. Tworzę negatywy na papierze z czasami ekspozycji wynoszącymi około ośmiu godzin. Tworzę też obrazy bez aparatu, w technice cyjanotypii lub „rysowania fotogenicznego”: kładę na materiale światłoczułym kwiaty, liście itp., po czym wystawiam na światło.
Inspirację czerpię z przyrody: tekstur, kształtów, świateł i cieni. Kontemplacyjny aspekt tworzenia obrazów jest dla mnie bardzo ważny: pozwala zwolnić, docenić wartość naszej planety.
Znalezienie własnej fotograficznej niszy zajęło mi wiele lat. Patrząc wstecz, zdaję sobie sprawę, że fotografia eksperymentalna, którą zajmowałam się w ciemni w dzieciństwie, pomogła mi dotrzeć tu, gdzie jestem teraz.
W roku 2017 wykryto u mnie raka piersi. Podczas potwornych miesięcy terapii czasem udawało mi się też fotografować. Pomagało mi nawet samo myślenie o zdjęciach, które chciałabym zrobić.
W zeszłym roku kontynuowałam leczenie, poddałam się operacji, a w tym czasie mój mąż, także fotograf, stworzył książkę o naszej pracy: Still Intrusion (Ciche najście).
Najlepsza rada fotograficzna, jakiej mogłabym komukolwiek udzielić, brzmi: bądź szczery/szczera wobec siebie. Twórz takie obrazy, które coś dla ciebie znaczą. Opowiadaj o czymś, co jest twoją pasją.
Powiązane tematy
Jon-Christian Ashby
24.05.2020
Jon-Christian Ashby
W swoich pracach ukazuje oblicza ludzkiego umysłu, wykorzystując do tego obrazowe skojarzenia i śmiałe kolory. Pracuje z tancerzami i innymi artystami scenicznymi. Każdy z jego kadrów to wymowna opowieść inspirowana jego snami i kreatywnością tych, którzy z nim współpracują.