Alnis Stackle
Urodziłem się i wychowałem w Līvāni w centralnej Łotwie. Kiedyś było to nieduże miasto przemysłowe. Po upadku ZSRR zbankrutowało wiele fabryk, które dawały zatrudnienie prawie wszystkim mieszkańcom. Był to dla Łotwy przygnębiający czas; w zbiorowej pamięci zapisał się jako okres kompletnego chaosu pod względem prawnym, ekonomicznym i społecznym. Powstały pierwsze częściowo legalne prywatne przedsiębiorstwa, życie mojej miejscowości toczyło się pod dyktando gangsterów biorących haracz za „ochronę”, siłownie zapełniły się młodymi i głodnymi samcami, nie bardzo było co robić. Galerii czy muzeów też próżno było szukać, zresztą jako że wywodziłem się z robotniczej rodziny, fotografia nie była uznawana za normalne zajęcie.
Zainteresowałem się tą dziedziną sztuki w wieku 14 lat i, jak wspomniałem, nie wyobrażałem sobie, że można by z tego wyżyć. Co prawda w mieście mieszkali fotografowie, lecz w tamtych czasach silna była radziecka tradycja amatorskiego robienia zdjęć; tacy amatorzy, urządzający sobie ciemnie w łazienkach, byli niemal w każdej rodzinie. Do dziś dnia ja też wywołuję swoje czarno-białe zdjęcia w domowej ciemni. Cytując Larry’ego Clarka: gdy raz wbijesz igłę, już nigdy jej nie wyciągniesz. Fotografia jest dla mnie uzależnieniem, rytuałem i przyjemnością.
Zdjęcia, które oglądacie, pochodzą z cyklu „Mellow Apocalypse”. Będą prezentowane na festiwalu Interphoto w Białymstoku i właśnie dlatego je wybrałem.