Sprawdzanie
Szeroki Kadr
Poradnik: Sposoby fotografowania | Ludzie | Po godzinach | Jak zrobiłem to zdjecie | 07.07.2014 | Średnio zaawansowani | Kolor tła:

Jak zrobiłem to zdjęcie – Karol Grygoruk, czyli prawdziwi ludzie

Karol Grygoruk

W cyklu „Jak zrobiłem to zdjęcie" oddajemy głos fotografom, którzy opowiadają o kulisach powstania jednej ze swoich prac. Postanowiliśmy zwrócić uwagę czytelników na ujęcia nietypowe, niekoniecznie największe hity bohaterów artykułu. W zależności od preferowanego gatunku każdy fotograf skupia się na innych aspektach powstawania obrazu. W dwudziestej dziewiątej części serii rozmawiamy z Karolem Grygorukiem.

Dodaj do schowka

Najbardziej lubię fotografować dla siebie, a właściwie dla osób mi bliskich. Lubię spontaniczność i przypadkowość, dlatego najchętniej robię zdjęcia przy okazji, bez długich przygotowań, bez oczekiwań dotyczących rezultatów, bez terminów, bez retuszerów. Robię, co w mojej mocy, by takie podejście przenieść też do pracy zawodowej. Opowiem dziś o tym, jak powstały dwie fotografie – obie komercyjne, obie wiążą się z moimi ulubionymi aspektami bycia fotografem.

James

Lubię pracować wszędzie, jednak najprzyjemniejsze wyzwanie to adaptacja do zastanej sytuacji, kiedy muszę kombinować, „bo brakuje lampy” w studiu, albo gdy jedynym sposobem, żeby dostać się na dach z całą ekipą jest mały lufcik w prywatnym mieszkaniu. Najchętniej zabrałbym aparat, modelki i modeli wraz z ciuchami na tydzień w jakieś piękne miejsce i po prostu tam pobył, robiąc zdjęcia… przy okazji. Nie lubię inscenizacji, napiętych twarzy i sztywnych sylwetek, między innymi dlatego tak często fotografuję „rodzinę” i znajomych. Wtedy nikt nie zwraca na mnie uwagi, mogę podglądać sytuacje i łapać prawdziwe emocje. Nawet w najbardziej intymnej sytuacji wiem, czy mogę zrobić zdjęcie. Dlatego też jednym z podstawowych celów, które stawiam sobie przed rozpoczęciem pracy na zlecenie, jest poznanie osoby, którą będę fotografować. W wypadku osób publicznych staram się dowiedzieć o nich jak najwięcej, słucham ich muzyki, czytam ich książki. Przed samymi zdjęciami staram się porozmawiać, chociaż chwilę.

Przychodzę na sesję jako pierwszy, rozmawiam z modelami i modelkami podczas makijażu, poznajemy się, oni przyzwyczajają się do mojej twarzy, a ja mogę studiować ich mimikę, obserwować gestykulację, dzięki czemu, kiedy staję za aparatem, rozmawiamy i wygłupiamy się przy pracy, jak starzy znajomi. Luzu nie da się zagrać, spontaniczności również – można ją jedynie spróbować wytworzyć, co widać potem na zdjęciach. Podskórnie wyczuwamy fałsz, nawet jeśli trudno go zidentyfikować. To samo dotyczy szczerości intencji i opowiadania o rzeczach, które są nam bliskie. W moim wypadku są to przyjaciele, rodzina, a zawodowo – np. kontrkultura w fotografii, lifestyle.

Cenię spontaniczność – to dzięki niej i szybkiemu podejmowaniu decyzji udaje mi się często uchwycić sytuacje, które trudno by było sfotografować w innych warunkach. Pierwsze zdjęcie artykułu przedstawia Jamesa (w związku z tym, że graffiti wciąż jest nielegalne, jego prawdziwego imienia nie mogę zdradzić); było ono częścią projektu pokazującego współpracę marek Dickies i Vans. Nigdy nie zrozumiem sensu takich zdjęć w studio. James miał na sobie stare buty i własne ciuchy. Fotografowaliśmy razem bardziej styl niż konkretny produkt. Udawanie i kreowanie modela nigdy nie pokaże rzeczywistości. Może uda się „oszukać” większość ludzi, którzy znają ulicę tylko z filmów, ale wystawimy się na pośmiewisko i krytykę tych, których zdanie naprawdę się tu liczy. Uważam, że wcale nie trzeba szukać ciekawych ludzi (nie przepadam za tym określeniem, ale tutaj akurat pasuje idealnie) w Berlinie czy Nowym Jorku. Bez większych trudności można ich znaleźć np. w Warszawie, a tutaj przynajmniej mamy szansę być u siebie, na znanym gruncie, na którym czujemy się pewniej i o którym wiemy więcej. Znamy sytuację i kontekst kulturowy.

Wracając do Jamesa – pod wpływem impulsu pojechaliśmy pod mur wyścigów konnych na warszawskim Służewcu, gdzie znajduje się jedna z największych powierzchni oddanej w stolicy graficiarzom. Mur miał stanowić autentyczne tło dla sesji. Wszystko było jednak sztywne – nienaturalne pozy na tle cudzych wrzutów (czyli malowideł graffiti, przyp. red.)… Dlatego zaczęliśmy mazać po przystankach autobusowych. Zależało mi na prawdziwym ujęciu stuprocentowo stworzonym przez mojego bohatera. Nie chcieliśmy dodawać napisów w Photoshopie, nie o to chodzi – to nie grafika, tylko fotografia. Uznałem, że w ostateczności grzywnę i kolegium za wandalizm wezmę na siebie. Najciekawsze sytuacje tworzą się czasem same, gdy wychodzimy poza swoją strefę komfortu. Dlatego widoczny na zdjęciu napis na szybie jest prawdziwy, wykonany na miejscu przez bohatera fotografii.

Dzięki szybkiemu podejmowaniu decyzji wielokrotnie udało mi się zrobić zdjęcia, które przy innym stylu pracy byłyby niemożliwe do wykonania – jak w przypadku fragmentu sesji wykonanej na pewnej karuzeli w Paryżu. Wynajęcie tej karuzeli kosztowało fortunę i choć klient nie miałby z tym problemu, mieliśmy bardzo mało czasu, na pomysł fotografowania w tym miejscu wpadliśmy już we Francji, a załatwianie formalności trwałoby wiele dni. Ostatecznie koszt wyniósł sześć euro, czyli tyle, ile zapłaciliśmy za bilet wstępu dla dwóch modelek i fotografa. Trochę w tym partyzantki, ale właśnie tak lubię fotografować – zarówno na zlecenie, jak i w projektach osobistych. Dlatego zawsze mam przynajmniej jeden aparat przy sobie, nie wypożyczam sprzętu i rzadko korzystam z oświetlenia. Dzięki temu jestem szybki i mobilny. Pięć minut po przybyciu na miejsce mogę zaczynać zdjęcia. Zresztą w niektórych wypadkach mam ledwie pięć albo piętnaście minut na całą sesję (np. kiedy portretuję takie gwiazdy jak choćby 50 Cent). Nie lubię przesady i kombinacji. Lubię za to proste zdjęcia. Ostatnio jestem pod gigantycznym wrażeniem prostych portretów Avedona.

Otwartość na drugiego człowieka

Około trzech lat temu realizowałem zlecenie dla miesięcznika „Pani”. Portretowałem bohaterów dużego artykułu na temat życia osób nieuleczalnie chorych. Okazało się, że był to kolejny materiał, dzięki któremu miałem szansę poznać niesamowitych ludzi. Na tym zdjęciu widać panią cierpiącą na chorobę płuc, przez którą – oczywiście w dużym uproszczeniu – nie ładują się jej „akumulatory”. O ile zdrowy człowiek odpoczywa, np. śpiąc w nocy, i w ten sposób się regeneruje, wracając po jakimś czasie do pełni sił nawet po największym wysiłku, o tyle moja bohaterka cały czas traci siły. Sama fotografia to zwyczajny portret, tradycyjnie w moim wypadku bez kombinacji. Jednak tym razem to nie zdjęcie było tu najważniejsze. Liczyło się spotkanie z drugim człowiekiem. Sesja trwała piętnaście minut – przyzwyczaiłem się do tego, że mam mało czasu.

To była taka fotograficzna „miłość” od pierwszego spojrzenia przez obiektyw. Od razu poczułem w jej oczach niesamowitą energię, mimo choroby. Po kwadransie fotografowania jeszcze ponad dwie godziny rozmawialiśmy. Była to rozmowa niezwykle smutna i jednocześnie niesamowicie budująca. Nie rozmawialiśmy prawie wcale o chorobie, ale czułem, że mojej bohaterce nie zostało już zbyt wiele czasu. Dlatego byłem ogromnie szczęśliwy, kiedy całkiem niedawno zwróciła się do mnie z pytaniem, czy może wykorzystać moje zdjęcia do promocji fundacji, w której działa. Oczywiście się zgodziłem – wierzę, że portret należy do portretowanego nawet w większym stopniu niż do fotografa. Najważniejsze było jednak dla mnie to, że moja bohaterka czuje się znakomicie.

Dla mnie liczy się przede wszystkim kontakt. Zająłem się fotografią stosunkowo późno, bo dopiero na studiach. Powód zainteresowania był wyjątkowo powierzchowny i pasował bardziej do nastolatka niż dwudziestoparolatka, którym wtedy byłem. Zyskałem jednak w ten sposób nie tylko zajęcie, ale przede wszystkim niewyczerpane źródło mojego narkotyku. Jestem uzależniony od ludzi, a wszędzie na świecie każdy zrozumie pytanie: „Czy mogę zrobić ci zdjęcie?”. A to pytanie to dopiero początek…

O autorze

Karol Grygoruk, rocznik ’85. Urodzony w Warszawie, wychowany w białostockim bloku. Absolwent Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych UW oraz Instytutu Twórczej Fotografii w Opavie.

Fotografował m.in. dla firm Levi's, Dickies, Vans, Manto, Sinsay, Nike, Sony BMG oraz magazynów „I-D”, „Vice”, „K Mag”, „Harper's Bazaar”, „Viva”, „Pani”, „Elle”, „Exklusiv”.

Od wielu lat współpracuje z Greenpeace. Lubi psy. Nie lubi, gdy piłkarze udają faule. W ogóle nie lubi piłki nożnej.

Obejrzyj wywiad z Karolem Grygorukiem w dziale „Fotograf miesiąca”

Strona fotografa: shootme.pl/filter/Karol-Grygoruk

Tekst: Karol Grygoruk, wysłuchał Łukasz Kacperczyk
Zdjęcia: Karol Grygoruk

Oznacz jako przeczytane
Masz propozycję na temat poradnika?: Napisz do nas
Oceń :

Zobacz podobne poradniki

Komentarze

Dodaj komentarz

Ponieważ nie jesteś zalogowany, Twój wpis będzie musiał zostać zaakceptowany przez moderatora.

Dodaj swój post

kuzar

Fragment ciała2024-03-26 10:13:43 kuzar

Dziękuję z całego serca za to szczególne wyróżnienie, jest dla mnie bardzo ważne. Jestem…

yveta

Fragment ciała2024-03-21 17:05:40 yveta

Dziękuję serdecznie za wyróżnienie. Podziwiam Twoje prace i bardzo się ciesze ze mój pomysł…

stefan

Jan Ulicki2024-03-15 15:45:50 stefan

Po co zwiększać tak bardzo nasycenie? Z dobrych, a nawet bardzo dobrych kadrów wychodzi…

Skibek

Fragment ciała2024-03-07 16:55:13 Skibek

Łoooo, Paaaanie! Dobre prace w tym miesiącu. Coś czuję, że juror będzie miał ciężki orzech…